Wirus – Guillermo del Toro & Chuck Hogan
Na lotnisku JFK ląduje samolot pasażerski z Europy. Mimo iż do chwili lądowania nic nie wskazywało na problemy na pokładzie, po wylądowaniu wszystkie systemy w samolocie padają, a pasażerowie i załoga tkwią w nim mimo braku dopływu tlenu.
Służby ratownicze lotniska nie bardzo wiedzą, jak zareagować, więc zarządzają standardową procedurę w razie ataku terrorystycznego. Zjawia się ekipa 'Zwalczania i zapobiegania chorobom’, która ma sprawdzić możliwość ataku biologicznego. Szybko okazuje się, że wszyscy pasażerowie lotu, a także załoga pokładu są martwi, a jedynymi obrażeniami na ich ciałach są drobne, acz głębokie rany na szyi. Sprawa dodatkowo komplikuje się, gdy czworo z podróżujących, w tym pilot 'zmartwychwstają’.
Lekarz zatrudniony w CDC podejrzewa, iż doszło do zainfekowania nowym, nieznanym wirusem.
Zanim jednak znajdziemy się na lotnisku JFK w asyście jednego z głównych bohaterów- wspomnianego lekarza – poznamy historię sięgając dużo dalej w przeszłość. Jest to legenda o Sardu, bestii, wampirze, strzydze, która wysysa krew i zabija swoje ofiary. Opowieść snuje pewna staruszka, a słuchaczem jest chłopiec, który będzie miał okazję w swoim długim i burzliwym życiu spotkać Sardu, a jego wiedza i doświadczenie przyda się w momencie, gdy Nowy Świat ogarnie panika związana z nieznaną zarazą, która zmienia ludzi w … no, właśnie, w co?
Guillermo del Toro, jeden z moich ulubionych hiszpańskich twórców filmowych, zapragnął nakręcić serial o wampirach. W obecnych czasach, gdy wampiry głównie umierają z miłości, a pożywiają się z rzadka, zachowując przy tym wszelkie wymogi humanizmu, w dodatku są przystojne i zamożne, bardziej drastyczny pomysł Hiszpana nie spotkał się z oczekiwanym entuzjazmem wytwórni filmowych.
Mogę przypuszczać, że dlatego właśnie postanowił podążyć tropem wszelkich „Pamiętników wampirów” i innych „Zmierzchów”: najpierw książka, sukces książki, a później film.
We współpracy ze znanym amerykańskim pisarzem stworzył fabułę powieści „Wirus”, która w założeniu ma składać się z trzech części. Póki co, na polskim rynku pojawiły się dwa wydania pierwszego tomu.
Drugie wydanie to zasługa wydawnictwa Zysk- i spółka, którego publikacja poniekąd zbiegła się w czasie z premierą serialu na kanale Fox. Co niemniej, nie więcej oznacza, że chwyt Guillermo zadziałał.
Sama serialu nie oglądałam, (dziś o 22:55 na Fox, leci chyba pierwszy odcinek), ale zbiera pochlebne opinie co oznacza, ze wkrótce także w Polsce stanie się popularny, a to zwiększa szansę na polskie wydanie kolejnych części powieści.
Mogę Wam zagwarantować, że powieść tych dwóch panów nie ma nic wspólnego z popularnymi romansami paranormalnymi. Już bardziej przypomina post apokaliptyczne twory o zombie. Bo właściwie obraz wampiryzmu zaprezentowany w „Wirusie” to taka hybryda zarazy ożywiającej zmarłych i czyniącej z nich bezrozumne maszyny do zabijania, brzydkie i okrutne i wampiryzmu, ze względu na połowicznie mitologiczne pochodzenie, wątek pożywiania się krwią i strach przed światłem.
Podobnie jak w popularnych filmach z wątkiem apokalipsy przyczyną zagłady ma być nieznana choroba. Tego najbardziej obawia się współczesny świat. Chorobę tą przywlecze coś, co teoretycznie nie powinno istnieć, a ktoś, kto pragnie niemożliwego wesprze działania złowrogiej siły przy akompaniamencie bezradnych służb rządowych. Jak zwykle znajdzie się ktoś inny, ktoś oświecony, ktoś kto wie, ale nikt mu nie wierzy, postać mściciela na wzór pogromców wampirów i osoby, które mu zawierzą.
Czy taki obraz wampiryzmu mi się podobał? Niekoniecznie. Na pewno wygląda to lepiej niż słodko pierdzących romansidłach dla zakompleksionych małolat z silnym motywem Kopciuszka, jako fabularny szkielet. Ale jest też gorzej niż w bardziej tradycyjnych opowieściach, jak niedawno wspominany tu „Dracula„.
Wątek mitologiczny jest tu bardzo oszczędny, pojawia się w prologu (czymś na kształt prologu), gdzie czuć ducha twórczości Hiszpana i wątkach dotyczących starego profesora – wspominanego 'tego który wie’. Cała reszta bardziej przypomina sensacyjną opowieść z masą medycznych szczegółów. Coś dla tych, którzy wolą 'szkiełko i oko’.
Tu wampir rozebrany jest na części. Za przebieg przemiany w stwora odpowiada pasożytniczy wirus, który atakuje osobnika, jak nowotwór tylko w przyspieszonym tempie. Dostosowuje organizm nosiciela do swoich potrzeb – między innymi w jego przełyku wyrasta ogromne, wijące się żądło umożliwiające pożywianie się.
Powieść stara się też racjonalizować legendy o wampirach, wyjaśnia pewne kwestie, które mogły dręczyć niedowiarków:
„Stoker spopularyzował mit, że wampir potrafi zmienić swoja postać, przekształcić się w nocne stworzenie, takie jak szczur, nietoperz, czy wilk. Ta nieprawdziwa opinia zawiera ziarnko prawdy. Zanim zaczęto budować piwnice, wampiry gnieździły się w norach i na skraju wiosek. Wyganiały inne stworzenia, takie jak nietoperze, czy wilki, a one napadały na wioski.”
Całość w pewnym sensie urąga wampirycznej tradycji, ale przynajmniej nie czyni z tych stworzeń misiów -pysiów do pokochania.
Podsumowując, książka mi się podobała, ale wolałabym w niej mniej sensacji, medycyny, czy szczegółów opisujących działania amerykańskich organizacji rządowych, a więcej ciemnych korytarzy, legend, baśniowości i postaci takich ,jak stary profesor. Jestem sentymentalna, ot co. Na serial oczywiście rzucę okiem przy okazji, bo ze screenów znalezionych w sieci zapowiada się ciekawie.
Moja ocena: 7/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Zysk i ska
Dodaj komentarz