Weapons/ Zniknięcia (2025)

Mija już blisko miesiąc odkąd siedemnaścioro dzieci z klasy Pani Justine Gandy zniknęło. Pewnej nocy równo o 2.17 po prostu wstały ze swoich łóżek i z rozpostartymi jak do lotu rękami pobiegły w ciemność. Słuch o nich zaginął na tyle skutecznie, że ani FBI ani miejscowa policja znająca od podszewki środowisko małego miasteczka nie mają pomysłu co też stało się z dzieciakami. Największą uwagę zainteresowanych zwraca nauczycielka i to właśnie jej perspektywa – osoby posądzonej o uprowadzenie dzieci – stanowi punkt otwarcia fabuły nowego filmu Zacha Creggera.
„Barbarzyńcy”, którzy byli pierwszym odstępstwem od komediowych zainteresowań reżysera przyniosły mu przychylność widowni na tyle dużą, że postanowił iść za ciosem. „Zniknięcia” kategoryzowane są jako mystery horror, bo to właśnie rozwikłanie tajemnicy jest głównym zadaniem odbiorcy. Postawiono tu na nieliniową narrację, co może nie jest często stosowane w kinie grozy, ale pojawia się, gdy mamy do czynienia z zagadkami kryminalnymi.
Najpierw nasza uwaga koncentruje się na osobie nauczycielki imieniem Justine, która jest ofiarą oskarżeń, co w sumie mnie nawet nie dziwi. Siedemnaścioro dzieci znika ze swoich domów w środku nocy wiadomo, że winny jest nauczyciel ze szkoły, w której się uczą, rodzicami nie ma nawet co się interesować 😉 Kobieta zostaje odsunięta od pracy więc spędza czas popijając i starając się nawiązać kontakt z jedynym dzieckiem, które po feralnej nocy pojawiło się nazajutrz w sali lekcyjnej, z Alexem. Chłopiec nie jest zbyt rozmowny.

Następnie przechodzimy do kolejnego bohatera, a jest nim miejscowy policjant i przy okazji ojciec jednego z zaginionych dzieciaków. Jest jeszcze miejscowy narkoman, który pewnego razu włamie się do niewłaściwego domu i wreszcie mały Alex i to właśnie w jego opowieści, zajdziemy odpowiedzi na najważniejsze pytania.
Film ma mocny vibe kingowskich opowieści o tajemnicach małych miasteczek. Kolejnym skojarzeniem jakie mi się nasunęło to „Longlegs” /”Kod zła” niedawny, głośny film grozy Osgooda Perinsa. Żeby Wam owo skojarzenie wyjaśnić musiałabym rzucić spoilerem, a tego robić nie chce. Moim zdaniem mają fabularnie coś wspólnego.

Podobny jest też swego rodzaju groteskowy sos jakim podlano całą historię i tu moim zdaniem do głosu doszło komediowe zacięcie reżysera. Jedni to kupią, inni nie. Ja jestem w sumie obojętna i obojętna jestem w zasadzie wobec całego tego projektu. Nie będzie to mój film roku i to wiem z pewnością, choć do takowego predyspozycje ma – jak wieść gminna niesie. Wszystko jest na swoim miejscu i nie mam do niego szczególnych zarzutów, ale zachwycić się też nie mam czym. Wylądował właśnie na HBO Max, ale niech Wam nie przyjdzie do głowy oglądać go z dubbingiem, bo całkowicie straci horrorowe walory.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 7
Napięcie: 7
Klimat: 7
Zaskoczenie:7
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność: 6
To coś: 6
55/100
W skali brutalności: 2/10

Dodaj komentarz