Nocna zmiana/ Turno Nocturno aka Night Shift (2024)

Meksyk, rok 1979. Po śmierci ojca, którym była zmuszona się opiekować, Rebeca zaczyna pracę na nocnej zmianie w małym, miejskim szpitalu. Nie ma wielkiego doświadczenia zawodowego w pielęgniarstwie – nie licząc wieloletniej opieki nad schorowanym ojcem – ale mimo to dziewczyna szybko orientuje się w nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówki. Ktoś podaje pacjentom leki wbrew zaleceniom, nikt należycie nie zajmuje się pacjentami, zaś ordynator wyraźnie przekracza granice w relacji ze współpracownikami. I mogłoby to być największym problemem wrażliwej dziewczyny, gdyby nie zjawiska nadprzyrodzone jakie ewidentnie mają miejsce w szpitalu na nocnej zmianie.
„Nocna zmiana” meksykański horror twórcy średnio udanego „Km31” i bardziej udanej anglojęzycznej „Windy” zabiera nas wycieczkę w klimacie retro. Atmosfera lat ’70 jest bardzo wyczuwalna dzięki dobremu odwzorowaniu realiów. Tematyka oscyluje wokół społecznego problemu nadużyć wobec kobiet, oraz… miejskiej legendy o La Planchadzie, czyli duchu meksykańskiej pielęgniarki w idealnie wyprasowanym fartuchu, który nawet po śmierci dogląda pacjentów. Jest to dość popularny mit w tamtejszym kręgu kulturowym, coś jak La Llorna tylko od innych intencjach.
SPOILER: Tak więc gdyby okazało się, że meksykanki mają mało problemów, to jeszcze zwalmy im na głowę ducha. Albo inaczej: gdybyśmy potrzebowali jakiejś wymówki dla objawów traumy nadużycia to możemy zrzucić winę na ducha w drewniakach:) KONIEC SPOILERA

Jakkolwiek podejdziemy do tego tematycznego miksu, w scenariuszu odnajduje się całkiem dobrze. Gwoździem programu i centralną postacią, której się przyglądamy jest Rebecka. Dobrze zagrana bohaterka, która można powiedzieć, swoje trudne doświadczenia ma wymalowane na twarzy. Widać, że przywykła do złego traktowania, do zagryzania zębów i cierpienia w milczeniu. Ma swój sposób na odreagowanie złych emocji i bynajmniej nie polega on na odgrywaniu się na innych. Kobiecie bardzo zależy by być pomocną, przydatną i profesjonalną – chce koić cudze cierpienie. To taka dziewczyna, że aż chciałoby się ją przytulić.
W szpitalnej rzeczywistości odnajduje się z trudem, wydaje się być skrępowana i niepewna, co nie przysporzy jej fanów. Chcąc być odpowiedzialną wszelkie wątpliwości zgłasza 'wyżej’ czym ponownie naraża się na ostracyzm i inni zaczynają na nią patrzeć jak na wariatkę. A tymczasem, borem lasem, duch w białym fartuchu poczyna sobie coraz śmielej, aż do finałowej konfrontacji.

Finał, jest smutny, ale niezbyt odkrywczy. Trudno mi uwierzyć, że ktoś z widzów nie połączy kropek zawczasu i zakończenie go zaskoczy. Nie mniej jest ono na swój sposób efektowne i robi wrażenie. Technicznie film wypada dobrze, głównie dzięki dbałości o retro estetykę – wszystko jest spójne, bo nawet emanacje nieco trącą myszką zamiast razić plastikiem. Możemy się tu dopatrzeć oczka puszczonego w stronę stylu giallo, głównie ze względu na wyjątkowo dynamiczne montowanie krwawych scen i ich jaskrawość.
Nie ma tak naprawdę do czego się przyczepić, mam natomiast wrażenie, że widziałam już coś podobnego, ale zabijcie mnie i nie wiem co to mogło być.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie: 6
Zabawa:7
Zaskoczenie: 5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:7
61/100
W skali brutalności: 1/10

Dodaj komentarz