Kozioł ofiarny – Daphne du Maurier
Angielski wykładowca literatury francuskiej imieniem John przeżywa coś na zasadzie kryzysu egzystencjalnego gdy podczas swojego pobytu w Paryżu poznaje swojego imiennika i … sobowtóra Jeana de Gue. To spotkanie zmienia wszystko. Nazajutrz John budzi się już jako Jean. Wygląda na to, że francuski hrabia ukradł mu tożsamość jednocześnie zmuszając go do zajęcia jego miejsca.
Moje ostatnie spotkanie z Daphne du Maurier miało miejsce w oberży Jamajka i było tylko umiarkowanie satysfakcjonujące, dlatego na kolejną wizytę w jej świecie stawiłam się z pewną rezerwą. Tym razem autorka zabiera czytelnika do posiadłości rodowej hrabiego de Gue we Francji gdzie skomplikowana dynamika rodzinnych relacji idzie w parze ze złożonością zupełnie indywidualnych dążeń i przeżyć narratora i innych bohaterów. Nie mamy tu zbytnio przestrzeni na grozowy vibe, więc fani kornwalijskich torfowisk i stojących w ogniu domostw mogą być rozczarowani. W zamian otrzymujemy studium psychologiczne człowieka postawionego w sytuacji, o której być może kiedyś marzyliście: zając czyjeś miejsce, żyć jego życiem, dostać od losu to czego nie dostałem etc.
Czy John chciał żyć życiem Jeana? Z pewnością miał poważne wątpliwości ad. tego czy chce żyć w ogóle. Jego samotne i nudne życie wpędziło go w melancholię i być może nigdy nie miałby okazji sprawdzić się jako mąż, ojciec, kochanek czy właściciel fabryki gdyby nie diabelski pomysł Jeana, który postawił go przed faktem dokonanym. A czego tak naprawdę chciał Jean? Chciał uciec od zobowiązań, od krepujących go więzów rodzinnych, od odpowiedzialności za majątek, a może liczył, że ktoś taki jak John rozwiąże jego problemy, weźmie na siebie wine za niekoniecznie rozsądne decyzje?
Kozioł ofiarny jako określenie ma swój początek w religii judaizmu, kiedy to podczas święta Jon Kippur kapłan symbolicznie przenosił grzechy całego ludu na wybranego w tym celu kozła ofiarnego. Następnie kozioł był zrzucany z urwiska lub… porzucany na pustyni.
To bardzo gorzka opowieść, smutna w swojej wymowie, ale niekoniecznie straszna, chyba że uczepimy się motywu mrocznego sobowtóra. Jest to zresztą motyw który bardzo lubię w literaturze. „Rozpacz” Nabokova, czy „Wiliam Wilson” Poe’go to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Nie mniej jednak, jeśli Daphne próbuje nas tu straszyć, to jest to raczej wyraz pewnego specyficznego dla niej stylu niż celowe działanie. „Kozioł ofiarny” ląduje na liście moich ulubieńców.
Moja ocena: 8/10
Dziękuję wydawnictwu Albatros