Cassadaga (2011)
Ten plakat wiele mówi o tym, co będziemy widzieć na ekranie w czasie seansu z tym filmem… ale nie tylko o tym. Od razu zwróciłam na niego uwagę ze względu na niespotykany ostatnio graficzny chwyt.
Rysunkowość obrazu przywodzi na myśl plakaty z bardzo starych produkcji tudzież kina niskobudżetowego. Ma szokować, ale też przypominać „Hej nie podniecajcie się to tylko film, BAJKA”. Zasugerowało mi to, że będę mieć do czynienia z produkcją kogoś obeznanego w temacie.
„Cassadaga” podobnie jak Gothika łączy w sobie elementy ghost story i serial killer story.
Reżyser „Cassadagi” nie miał dużego budżetu, ale to, co miało być efektownie podrasowane, zostało zrobione w sposób przyzwoity, bez przesadyzmu. Nie zatrudnił też jaśniejących gwiazdek hollwood’u, tylko jakieś niemal obce twarze, które zagrały na dobrym poziomie, choć szału nie ma.
Dużą zaletą jest cały pomysł na film, dobrze napisany scenariusz. Niby nic nowego, bo zamordowane dziewczyny nie od dziś szukają sprawiedliwości błąkając się po ziemi, ale to chwyciło.
Co do postaci wykreowanych w filmie – zacznijmy od pana mordercy: Poznajemy go jako małego chłopca lubiącego przebierać się w sukienki i bawić lalkami. Przy okazji tej retrospekcji mamy pierwszą dość drastyczną scenę, pokazującą nam Z KIM będziemy mieli do czynienia. Lubię tego typu odwołania, o ile nie są durne, albo przesadzone.
Postać głównej bohaterki to dzielna kupka nieszczęścia. Nie dość, że osierocona, nie dość, że głucha, nie dość, że w żałobie po tragicznej śmierci młodszej siostry, to jeszcze przyplątał się do niej jakiś mściwy duch, gdy ta postanowiła rozpocząć nowe życie.
Trochę tutaj za bardzo popłynęli moim zdaniem. Nie trudno się domyślić, co mieli na celu. Kiedy kreuje się postać po to, aby postawić ją za moment w tragicznej sytuacji, chce się jej zagwarantować współczucie i sympatię widza. Lily została stworzona po to, byśmy jej współczuli…
Ja jej miałam dość. Mogli sobie darować choć jedno z nieszczęść, np. głuchotę, z którą do końca nie wiedzieli co zrobić, bo w efekcie Lily funkcjonowała jak normalna zdrowa osoba, porozumiewała się bez przeszkód i w pewnym momencie i widz i odtwórczyni głównej roli zapominali o tej przypadłości.
W dobrze poprowadzonej fabule filmu widz kilkakrotnie wywodzony jest w pole. Byłam przekonana, że wszytko wiem, jak się okazało – nie wiem nic:) Element zaskoczenia był dobry, choć trochę za długo przeciągano finał przez co nasza nieszczęśnica Lily wyszła idiotkę nie umiejącą dodać dwa do dwóch. Ewidentnie ta dziewczyna była najsłabszym elementem filmu… Kolejnym zbytkiem była ckliwo- łzawa scena pod koniec filmu.
Całość oceniam jednak na plus. Fabuła wciągająca, fajny klimat, fajny morderca.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:7
Klimat:7
Aktorstwo:6
Zaskoczenie:8
Zabawa:7
„To coś”:6
Oryginalność:5
Dialogi:7
Zdjęcia:8
65/100