Bait/ W szczękach rekina (2012)
Przekorny tytuł mojego wpisu doskonale obrazuje moje oczekiwania wobec tego filmu. Doskonale wiadomo dlaczego takie filmy się sprzedają. Choćby i nazwać go „w dupie żółwia” i tak część społeczeństwa poleci na niego podniecona, bo chce zobaczyć śmierć w 3D. Nie będę kryć pogardy zarówno do tych, którzy takie filmy robią jak i do tych którzy ten biznes napędzają chodząc na ten badziew do kin.
Znowu z przekory, zacznę od plusów – nie będzie ich dużo:)
W większości filmów z rodzaju animal atack scenarzyści nie zastanawiają się długo nad tym jak wprowadzić do gry potworka. Co tam, niech sobie rekin żyje w jeziorze, albo jeszcze lepiej w bagnie. Będzie tak swojsko, spotęgujemy nastrój zagrożenia umieszczając stwora w środowisku pełnym ludzi. A po co zaprzątać sobie głowę jakimś logicznym związkiem przyczynowo skutkowym. Jest rekin i koniec. Albo lecą w taka fantastykę jak w przypadku Piranii 3D, gdzie okazuje się, że mamy do czynienia nie ze zwykła piranią, lecz pradziadkiem piranią…. Tu twórcy nie dość, że poszli dalej, bo bagno/ jezioro/rzeczkę zastąpili uwaga: centrum handlowym, to jeszcze udało im się wykombinować jak dorzucić tam rekina w sposób niebanalny, ale też nie tak kosmicznie pojechany.
Szkoda, że tej pomysłowości zabrakło im w dalszej części scenariusza… Bo od momentu, gdy jesteśmy – chyba mogę to zdradzić – świadkami, jak wielkie fale tsunami zmieniają centrum handlowe w basen dla rekinów – jest już tylko banalnie i smutno.
Grupka bohaterów, walczących o przetrwanie przy okazji wyrzuca z siebie całe mnóstwo traum z przeszłości- wszytko to typowe, wręcz podręcznikowe.
Jeśli chodzi o napięcie, to tu też jest problem. Za mało było logiki w działaniu bohaterów żeby widz był w stanie im kibicować. Zamiast tego wyda z siebie tylko przeciągłe:co za idiotaaaa…
Dużo jest błędów logicznych. Przykład: rekin bez problemu zgniata bok samochodu i narusza szybę, ale uderzając głową o koszyk na zakupy nawet go o milimetr nie przygnie.
Sceny śmierci naszych bohaterów również nie są zadowalające. Chyba każdy kto oglądał film Spielberga „Szczęki” pamięta „taniec z rekinem”, kiedy to żarłacz chwyta swoją ofiarę, nadgryza i wykonuje z nią kilka „piruetów”/ „obrotów” z wodzie.
Tu rekin od razu niemal łyka w całości, w najlepszym wypadku zostawi głowę…Już nawet nie będę się czepiać, że takie rekiny, tak działające istniały w czasach prehistorycznych, nazywały się megalodony i dawno wyginęły, tutaj klasyczny żarłacz biały mimo iż wcale nie taki ogromny łyka z powodzeniem niemal w całości kilka ofiar pod rząd i jest nadal głodny.
Jeśli już chcieli stworzyć postać rekina, który atakuje ludzi, bo lubi, nie po to by się nażreć jak to w przypadku żarłacza białego, mogli wykorzystać rekina tygrysiego, który jest dużo bardziej agresywny. Ale to już dywagacje nie stosowne do poziomu obrazu.
Cóż jeszcze dodać? Film był dokładnie tym czego się spodziewałam, choć muszę przyznać, że dodatkowo zawiodły mnie efekty specjalne. Zarówno sceny zalania miasta przez fale jak i postać rekina były wykonane w żałosnej graficznie jakości.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:4
Aktorstwo:4
Dialogi:4
Zabawa:4
Oryginalność:4
Zaskoczenie:3
To „coś”:3
Zdjęcia:4
Klimat:3
35/100