The Mist/ Mgła (2007)
Pewnej nocy nad spokojnym małym amerykańskim miasteczkiem przechodzi gwałtowna nawałnica. Rankiem nad jeziorem unosi się dziwna mgła schodząca z gór. Artysta, David Dalton w raz z synkiem udaje się do pobliskiego marketu, aby zrobić zapasy. Na miejscu okazuje się iż mgła sukcesywnie rozchodzi się po całym miasteczku i co gorsza kryje w sobie coś złowrogiego. Coś, co bez wahania zabija. Nasz bohater w raz z resztą mieszkańców utknął w sklepie, bojąc się wyjść na zewnątrz i zmierzyć z nieznanym.
„Ludzie są cywilizowani tak długo jak mogą zadzwonić na 911. Jeżeli nie, zepchniesz ludzi w ciemność wystraszysz jak skurwysyn i zero zasad .Wystarczy bardzo ich wystraszyć, a zaufają każdemu kto wskaże im jakiekolwiek rozwiązanie”. – To cytat z owego filmu, doskonale ujmujący jego przesłanie.
Jest to jedna z najlepszych King’owskich adaptacji filmowych z jaką miałam do czynienia. Scenariusz wsparto na krótkim opowiadaniu mistrza horroru, który grzecznie przy filmie współpracował. Udało się go nawet przekonać do zmiany zakończenia. Na lepsze, mocniejsze, bardziej brawurowe i dramatyczne.
Zasadniczo film przeszedł bez echa. Lekko obśmiany przez fanów grozy z uwag na niewielki nacisk jaki kładziono na efekty specjalne, krwawe sceny i grozę w jej oczywistym wymiarze.
Wielokrotnie mogłam przeczytać opinie typu: „A te potwory z mgły, to chyba były z plasteliny. Żenada, w ogóle nie straszne!”.
Ano tak,… Ale kto powiedział, że to one były w tym filmie elementem, który miał wystraszyć widza?
Wielokrotnie pisałam, iż King w swoich dziełach nie skupia się na zjawiskach nadprzyrodzonych. Bardziej interesuje go ludzka reakcja na takowe rzeczy. Tak też jest w przypadku „Mgły” i boleje, że trzeba to tak łopatologicznie tłumaczyć.
„Coś we mgle”. Czy można wyobrazić sobie coś, co bardziej kojarzy się z nieznanym? Z zagrożeniem? Potworki we mgle to tylko symbol. Symbol ludzkich lęków.
Supermarket ze szklaną ścianą to mekka ludzi naszych czasów. Gdzie można spotkać najróżniejszych obywateli, równych klas? Oczywiście w supermarkecie. Na zakupach. Idą tam, bo jest tam wszytko czego im potrzeba. Ale czy na pewno? Dlaczego większość bohaterów filmu desperacko chciała opuścić sklep? Kierowani poczuciem zagrożenia zapomnieli o podstawowych potrzebach jakim jest dach nad głową i żarcie. Może to taki King’owski przytyk do konsumpcyjnego środowiska amerykańskiego?
Teraz przedstawiam prawdziwego potwora i antybohatera tego filmu. Oto człowiek. „Z zasady gatunek obłąkany”.
Strach to najlepszy nawóz pod nowe idee. Strach to narzędzie władzy. We „Mgle” poznajemy postać Pani Carmody, fanatyczki religijnej, która w niewyjaśnionym zjawisku dopatruje się działania palca bożego. To kara!
Z początku ludzie ignorują kobietę, ale wobec zagrożenie człowiek jest wstanie przyjąć najbardziej niedorzeczne wyjaśnienie, które zapewni mu choć odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Tak oto pani Carmody co i rusz zyskuje nowych wyznawców…
„-Chcę stad wyjść zanim ludzie zaczną pić trucizny.
-Racja. Skołowanych ludzi łatwiej omamić…
-Nie wierzę! Wszyscy wiedzą, że jest walnięta.
-Nie prawda. Są już cztery osoby. Głosi im kazania. Do południa dojdą kolejne cztery. Jutro w nocy jak wrócą te potwory będzie miała licznych wyznawców. A wtedy będziemy mogli zacząć się martwić kogo zechce złożyć w ofierze by było lepiej…
– On ma rację (…)”
Dalsze wydarzenia w mecce konsumpcji potwierdzają słowa Davida Daltona. I niech ktoś mi powie, czy to nie jest straszne?
Horror zrobił na mnie ogromne wrażenie. Od samego początku śledziłam wydarzenia z rosnącą trwogą i choć ciężko było mi się pogodzić iż społeczeństwo jest tu wykreowane na największe zagrożenie dla człowieka jako jednostki, to jestem zmuszona się z tym zgodzić.
Warto film obejrzeć choć ma więcej cech dramatu niż horroru, jeżeli to dobrze rozważyć.
Ach, i zakończenie, jedno z najlepszych w historii horroru. No i ścieżka dźwiękowa- mocna i dodatkowo potęgująca uczucie dramatyzmu.
Moja ocena:
Straszność: 6
Fabuła:9
Klimat:8
Zaskoczenie:8
Oryginalność :8
Aktorstwo:7
Dialogi:8
Zdjęcia:8
Zabawa:9
To „coś”:9
79/100