Hidden (2015)
Od trzystu dni Ray, jego żona Clarie i córeczka Zoe ukrywają się w schronie na terenie, gdzie niegdyś znajdowała się szkoła. Żyją w totalnym odosobnieniu i strachu przed tym, co czyha na nich na zewnątrz.
Przed blisko rokiem doszło do wybuchu epidemii wirusa, który 'sprawia, że ludzie stają się źli’. Zapasy żywności powoli się kończą a nazywani przez Zoe 'Wydychaczami’ źli ludzie, pewnego dnia namierzają rodzinę i próbują sforsować ich bunkier.
Jeśli w danym dniu uda mi się upolować jeden dobry, współczesny film to jest to dobry dzień, jeśli uda mi się jednego wieczora trafić na dwa dobre filmy to jest to już dzień zajebiście dobry. Wczoraj był zajebiście dobry dzień:)
Miałam dylemat, o którym filmie napisać najpierw więc rzuciłam monetą i padło na post apokaliptyczny thriller duetu braci Duffer.
Na serio nie spodziewałam się tu atrakcji, bo ile można wałkować temat epidemii, kwarantanny i walki o życie na terenie ogarniętym zarazą. Przecież wszystkie te filmy są takie same, a jednak… Jak pokazali zdolni filmowcy z Kanady wystarczy zmienić perspektywę by móc opowiedzieć te samą historię w ciekawy sposób.
Wszytko zaczyna się w trzysetnym pierwszym dniu odkąd rodzina Hewittów zeszła do podziemia. Przyglądamy się ich codziennej, smutnej egzystencji pełnej ograniczeń i strachu o następny dzień. Na razie nie wiemy jak doszło do takiego stanu rzeczy. Sądziłam, że ten temat zostanie pominięty, nie spodziewałam się w tym fragmencie historii największej niespodzianki i największego plusa jaki można odnotować na rzecz tej opowieści. Sądziłam, że podobnie jak w chociażby innym tegorocznym obrazie o tej tematyce „Zagłada”, wątek początku epidemii zostanie przemilczany.
Ostatnimi czasy jest to często stosowany zabieg. Filmowcy skupiają się na 'after party’ nie na samej imprezie. Opowiadają o losach ludzi, którzy ocaleli i snują domniemania na temat tego jak można istnieć kiedy świat już nie istnieje.
W przypadku „Hidden” stopniowo wracamy do początku tej historii i finalnie dowiemy się co stało się przed trzystoma dniami i kim są Wydychacze, ale najpierw mamy do czynienia ze standardowa historią 'ludzi podziemia’.
Widzimy jak rodzice malej Zoe radzą sobie z kryzysowa sytuacją i jakie starania czynią by ich córeczka choć przed chwilę mogła poczuć się normalnie. Widzimy też zachowanie małej Zoe, która bardzo źle znosi izolację. Chce pokazać rodzicom, że jest dzielna, więc nigdy nie mówi, że się boi, zamiast tego przerzuca swoje własne lęki na swoją lakę, mówiąc 'Olive się boi’. Dużo mamy tu zagrywek psychologicznych.
Pierwsza połowa filmu to budowanie nastoju, klaustrofobicznego, dołującego, wpędzającego w permanentne poczucie zagrożenia. Duża w tym zasługa mojej ulubionej 'oszczędnej przestrzeni’, sposobu grania światłem, ale największą prace odwalili aktorzy. Rodzice, jak rodzice, ale to mała Zoe najlepiej grała na moich emocjach. Emily Alyn Lind mam na oku od jej pierwszej większej roli w drugiej części „Udręczonych„, mam nadzieję, że jej kariera w horrorach będzie dalej się rozwijać, bo ma zadatki na nową królową krzyku.
Pierwsza część filmu to też budowanie pewnej perspektywy, która finalnie zostaje odwrócona. Uwielbiam tak dobrze zrobione fabularne twisty.
Gdyby jednak sprawa rozegrała się klasycznie i tak uważałaby ten film za niezwykle udany z racji tego jak budował napięcie, jak realizował punkty kulminacyjne i wykorzystywał wszelkie dobrodziejstwa płynące z pomysłu nie marnując go na ckliwości i banały.
Bardzo dobre kino. Polecam:)
Moja ocena:
Straszność:6
Klimat:9
Napięcie:8
Fabuła:7
Zaskoczenie:7
Zabawa:7
Aktorstwo:8
Walory techniczne:8
Oryginalność:6
To coś:7
73/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz