The lost/ Sprawa z przeszłości (2009)
Prawda jest taka, że niedokończone sprawy zawsze do nas wracają. Prędzej czy później. Kevin, lekarz psychiatra przez całe życie zajmował się sprawami chorych umysłów. Wiele w tej kwestii osiągnął, ale tez sporo stracił. Teraz chce zakończyć praktykę i zająć się promocją swojej książki. Pech chce, że w jego życiu pojawia się pewna mało dla niego znacząca osoba z przeszłości. Mira, siostra Jane, pacjentki szpitala psychiatrycznego chce aby doktor jeszcze raz zbadał sprawę jej siostry. Jednoznacznie podważa jego diagnozę i oczekuje, że lekarz skonfrontuje się w tym, co ma do powiedzenia szalona Jane. A szalona Jane ma bardzo dużo do powiedzenia. Gdy na żądanie Kevina lekarz prowadzący odstawiaj Jane leki przeciwpsychotyczne dziewczyna nawiązuje z nim kontakt. Wkrótce do rozmów z lekarzem włączają się inne bardziej lub mniej wygadane alternatywne osobowości Jane. Kevin poświęta pacjentce stosownie dużo uwagi i w końcu odkrywa, że w przeszłości za szybko pospieszył się z diagnozą wariatki – piromanki.
Za scenariusz thrillera odpowiadał duet Davin Dworkin i Jay Beatiie, specjalizujący się w historiach kryminalnych. Są oni scenarzystami seriali „Zabójcze umysły” i „Dowody zbrodni”. W przypadku „Sprawy z przeszłości” szybko zorientujemy się, że mamy tu do czynienia właśnie z zagadką kryminalną.
Mimo iż jest to twór lubujących się w nastrojowych ghost story Hiszpan klimatu grozy tu nie doświadczymy. Owszem mamy zjawiska paranormalne, duchy, medium etc. ale nie są to wątki najważniejsze, bowiem pojawiają się tylko i wyłącznie po to, by rzucić trop dla bystrych widzów- detektywów.
Aktorstwo w filmie jest bardzo cienkie. Ani Jane (Lacey Chabert) ani Kevin (Armand Assante) nie wyciągnęli swoich ról na wyżyny.
Skoro nie ma klimatu to co jest? Bo musi coś być:)
Jest napięcie budowane wokół tajemniczych alternatywnych osobowości Jane. Jest śledztwo, które z każdą minutą zbliża się do rozwiązania. I jest bardzo zaskakujące zakończenie całej sprawy.
…Ale z tym zakończeniem jest COŚ nie tak.
Bardzo lubię jak ostateczne rozwiązanie tajemniczych wydarzeń okazuje się być czymś, czego nie oczekiwałam, ale pod warunkiem, że nie jest nonsensowne.
Dlaczego w „Sprawie z przeszłości” jest nonsensownie? Ostatecznie mogło TAK być – jest związek przyczynowo skutkowy, ale nie został on ukazany w filmie.
Wyjaśnienie tak brawurowego zwrotu akcji ograniczono do jednego zdania. Pod drodze, nie rzucono ani jednego tropu, który mógłby dodać takiej wersji wydarzeń wiarygodności. Myślę, że twórcy tak mocno obawiali się, że widz zwącha coś pod drodze, że tylko na szybciutko odwrócili kota ogonem mając gwarancje zaskoczenia jednak zostawiając widza z niekończącą się ilością pytań. SPOILER: Chociażby: Dlaczego Jane podpaliła ten dom? Cóż on miał wspólnego z doktorem? KONIEC SPOILERA.
Weźmy np. zakończenie horroru „Siła strachu”. Jest równie brawurowe, nieoczekiwane i do samego końca widz twa przy oficjalnym błędnym tropie. Jednak gdy prawda wychodzi na jaw, zaczynamy łączyć fakty, pojawiające się „między wierszami” i następuje typowe: NO, TAK! Tu nie ma „no, tak”, jest raczej: ALE SKĄD?
Nie sądzę żeby wynikało to z mojego braku zrozumienia dla fabuły i jakiś moich przeoczeń, bo oglądałam film przynajmniej dwa razy, także dziś i cały czas mam wrażenie, że ktoś tu czegoś nie dopracował.
Nie mniej jednak film polecam, bo mimo iż zgrzyta to nie nudzi.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:8
Klimat:4
Aktorstwo:4
Dialogi:4
Zaskoczenie:10
Oryginalność:6
To coś:7
Zabawa:8
Zdjęcia:7
64/100