Red (2008)
Z góry ostrzegam iż recenzja ta będzie miała duży ładunek emocjonalny, ponieważ „Red” dotyka problemu, którym jestem niezwykle żywo zainteresowana.
„Red” jest ekranizacją powieści Jacka Ketchuma. Nie wiem, czy jest to adaptacja wierna, czy raczej swobodna, gdyż dopiero w tym miesiącu książka ma ukazać się w Polsce, pod tytułem „Rudy”.
Pisałam ostatnio że bezsilność wobec zła jest ulubionym tematem Jacka Ketchuma. W przypadku „Red’a” nie jest inaczej. Jest to także, a może przede wszystkim, opowieść o niezłomności.
Nie wiem, czy znowu nie nadinterpretuję, ale widzę w tej historii echo „Starego człowieka i morza”. Tu mamy starego człowieka i jego psa:) Który podobnie jak Santiago walczy do końca.
Zasłużony weteran wojenny mieszka samotnie i prowadzi sklep w niewielkim miasteczku. Za jedynego przyjaciela ma starego psa, którego dostał na 50 urodziny od swojej żony.
Pewnego dnia wybiera się w jego towarzystwie na ryby. Nad jeziorem spotyka trójkę wyrostków. Chłopcy szukają zwady, szczególnie jeden z nich – „Lubi karabiny jak każdy kto się boi”. Dla zabawy zabiją pieska. Mężczyzna zniósł to dość spokojnie – ja bym rozszarpała gnoi na miejscu- jedyne czego chce, to sprawiedliwej kary dla zabójców. Tu zaczyna się bezowocna walka z ludźmi i z systemem.
Dla mnie obserwacja tej walki była strasznie wymęczająca emocjonalnie. Nie twierdzę że na każdym film zrobi podobne wrażenie. Dla mnie fakt iż zwierzę traktowane jest w systemie prawnym jako własność, czyli jako przedmiot jest dowodem jak miernymi istotami, my ludzie, twórcy prawa i cywilizacji jesteśmy.
Film ma też drugie dno. Bowiem tragedia jaka spotkała dziadka w momencie gdy zabito Reda jest symbolicznym momentem kiedy to przelewa się czara goryczy w jego życiu.
Twórcy poświęcili wiele uwagi psychologi bohaterów, relacji międzyludzkich. Darowali sobie efekciarstwo, a jak mocniejszą stroną tej produkcji jest jej autentyczność.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:6
Aktorstwo:8
Zdjęcia:7
Dialogi:7
To „coś”:7
Oryginalność:7
Zaskoczenie:5
Zabawa:7
65/100