Hannibal Rising/ Hannibal: Po drugiej stronie maski (2007)
Przyznam, że gdy dowiedziałam się o planach Petera Webera, który postanowił wyłożyć 50 milionów dolców i na podstawie scenariusza samego autora powieści o Hannibalu nakręcić film o młodości mordercy byłam zaintrygowana.
Czytając nie tak dawno „Seryjnych morderców XX wieku” dowiedziałam się, że Harris, aż nie do wiary, oparł postać swojego bohatera Hannibala Lectera na biografii Andrieja Czikatiło. Zaimponowało mi to bo, to po pierwsze miła odmiana, po milion razy wałkowanym Gainie, po drugie jest to popis wyobraźni Harrisa, który ze średnio rozgarniętego komucha zrobił iście artystyczny portret mordercy obdarzonego wielką inteligencją i jeszcze większym magnetyzmem.
Oglądając „Milczenie owiec„, „Hannibala„ i „Czerwonego smoka” ciężko było się dopatrzeć podobieństw pomiędzy Lecterem a Czikatiło. Łączył ich tylko kanibalizm, ale to bardzo niewiele biorąc pod uwagę motywację Lectera i motywację Czikatiło. Po obejrzeniu „Hannibal: po drugiej stronie maski” sprawa tej inspiracji nabiera większej wiarygodności. Bo oto mamy obraz dziecka, którego wojenna zawierucha pozbawiła rodziny, a jej następstwa przysporzyły upokorzeń i sprawiły, że młody szlachcic stał się potworem. Tak można by rzec. Tak miało to wyglądać, ale czy na pewno wyszło na zdrowie?
Wielu widzów i czytelników zaintrygowanych postacią genialnego psychiatry kanibala na pewno zastanawiało się nad tym co ukształtowało człowieka o tak potwornych skłonnościach. Harris, poniekąd zmuszony i skuszony bajońskim wynagrodzeniem podjął próbę odpowiedzi na to pytanie.
Fabuła filmu rozpoczyna się w roku 1944 czwartym, akcja rozgrywa się na Litwie. Kilkuletni Hannibal wraz z rodzicami i małą siostrą, Miszą zmuszony jest opuścić zamek i przenieść się do dworku w lesie, który ma dać im schronienie przed okupantami. Rodzice giną, a dzieci trafiają w pazerne łapska litewskich kolaborantów. Hannibal przeżyje chyba najgorsze chwile swojego życia… Weber nie pokazuje nam wszystkiego. Widz widzi tyle ile zapamiętał mały Hannibal. Lecter wie, że jego siostrzyczka została zabita i zjedzona przez mężczyzn.
Harris i Weber to zdarzenie przedstawiają nie jako początek zaburzenia Hannibala, lecz jako moment, w którym młody chłopiec poprzysięga zemstę na kanibalach. Cóż więc zostało z tego bystrego, można rzec genialnego, pełnego iście artystycznego zbrodniczego zapału mężczyzny, którego tak wspaniale wykreował Hopkins? Mściciel. Etiologii patologii nie da się chyba przedstawić w bardziej banalny i płaski sposób jak przy użyciu traumatycznego dzieciństwa i chęci zemsty. Załamałam ręce nad tym rozwiązaniem. Historia jest niewątpliwie smutna, ale smutek nie pasuje do Hannibala. Psychopatia nie jest zaburzeniem nabytym, nikt nie staje się psychopata pod wpływem jakiś wydarzeń. To właściwość układu nerwowego, która czyni człowieka właśnie takim, jakieś czynniki środowiskowe mogą to wzmocnić, ale nie do tego stopnia.
Bardzo kiepską sprawą jest też kwestia doboru odtwórcy tytułowej roli. Już pomijając kompletny brak fizycznego podobieństwa: zupełnie inny kształt twarzy, wyższy wzrost etc. to do tej roli wybrali aktora, który nie podołał warsztatowo. Młody Hannibal to groteskowy Hannibal, nawet jakbym bardzo chciała to nie byłabym w stanie się go przestraszyć. Jego szyderczy uśmiech jest karykaturą złowrogości Hopkinsa, a pseudo arystokratyczna postawa opierała się głównie na sztywności.
25 milionów, które udało się odzyskać na tej produkcji powinny nauczyć Harrisa i spółkę, że nie wolno robić nic na siłę, nawet jeżeli chce się zadowolić rozentuzjazmowaną gawiedź. Pewne tajemnice powinny zostać tajemnicami, a grzechem jest z króla robić giermka w służbie banału. Zdecydowanie nie jestem zadowolona z tego co zdaniem twórców znajduje się po drugiej stronie maski Hannibala.
Moja ocena:
Straszność: 7
Fabuła:6
Klimat:8
Zaskoczenie:6
Aktorstwo:6
Zabawa:6
Zdjęcia:9
Dialogi:7
Oryginalność:4
To coś:5
64/100