„Panie pozwól by moja dusza dojrzała zanim nadejdzie pora żniw”
Körkarlen/Furman śmierci (1921)
„Furman śmierci” to perełka kina niemego. Perełka kina szwedzkiego. Perełka horroru. Zapoznałam się z nim z wielkim entuzjazmem:)
Fabuła filmu jest bardzo złożona, jak na owe czasy. Mamy do czynienia z bardzo ciekawą konstrukcją obrazu opartą na kilku następujących po sobie retrospekcjach o raz na czasie realnym. W opowieści świat fantastyczny przeplata się z realiami zwykłego życia członków szwedzkiego społeczeństwa.
Sposób w jaki wygenerowano na ekranie postaci duchów wydaje mi się wręcz symboliczne: Dwa lub więcej obrazów naświetlono na jednej taśmie filmowej. W ten sposób widzimy jednocześnie świat ludzi żywych i widmowy świat duchów. Tak jakby chciano nam przez to powiedzieć: istnieją dwa światy jednocześnie. To bardzo ambitne posunięcie i powiem szczerze, że dało piorunujący efekt- moim zdaniem sto razy lepszy niż komputerowo wygenerowane duchy współczesnego kina.
Aktorzy kinowi w owych czasach nie byli jeszcze oswojeni z technikami aktorskimi jakie używane są dziś. Przenosili więc na srebrny ekran teatralną manierę, pełną egzaltacji i momentami patosu. Gdybyśmy mieli do czynienia ze zwykłą opowieścią obyczajową pewnie ich gra trąciła by przesadą, ale wobec ogromu dramatu jaki prezentowany jest w filmie nie widziałam w zachowaniu bohaterów krzty przesady. Kto zachowuje bowiem stoicyzm wobec śmierci?
Akcja horroru rozgrywa się w wigilię nowego roku. Młoda siostra Armi Zbawienia umiera na suchoty. Jej ostatnią wolą jest przyprowadzenie do niej Davida Holma. Oczywiście widz jeszcze nie wie, kim ów David jest dla dziewczyny.
Davida poznajemy, gdy popija z dwoma kumplami na cmentarzu. Opowiada im niezwykłą historię, legendę o Furmanie śmierci.
Ostania osoba, która wyzionie ducha w noc sylwestrową będzie Furmanem śmierci przez następny rok. Historię tę David znał od swojego kompana od kieliszka, który zawsze z lękiem witał nowy rok, ponieważ piekielnie bał się, że umrze o północy i stanie się niewolnikiem zmuszonym do uwalniania dusz śmiertelników przez następny rok. Jego obawy okazują się uzasadnione…
Wesołą biesiadę Davida i jego towarzyszy przerywa posłaniec od chorej siostry. David wyśmiewa go przez co naraża się na gniew kompanów. Kumple rzucają mu się do gardła i w wyniku uderzenia butelką David pada na ziemię.
Ta historia ma w sobie coś z opowieści wigilijnej. Po Davida przychodzi stary druh obecnie furman śmierci i zabiera go w podróż pełną wspomnień o osobach, które David skrzywdził. Poznajemy w ten sposób pełną goryczy historię człowieka, który przez swój nałóg unieszczęśliwił wiele osób. Nie ma tu jednak nachalnego moralizowania. Widz sam ma wyciągać wnioski z obrazów, które widzi. Dialogi są szczątkowe. Powiedziane jest tylko tyle ile konieczne. Taki już jest czar kina niemego- wyraża więcej niż tysiąc słów.
„Furman śmierci” sączy się smutkiem. Muzyka, która odgrywa tu niebagatelnie ogromną rolę jeszcze potęguje każde uczucie jakie wywołuje prezentowany obraz. A sam obraz, tu na prawdę można się rozpłynąć w zachwycie. Zdjęcia w poszarzałej sępi nadają wrażenie jakbyśmy oglądali ożywione postaci ze starych fotografii. Obraz oświetlany jest tylko punktowo, reszta kadru pozostaje w ciemności, co dobitnie przypomina nam, że mamy do czynienia z mroczna opowieścią grozy.
W „furmanie śmierci” możemy obserwować wiele rozwiązań technicznych i fabularnych który były powielane przez lata. Bardzo rzuca się w oczy podobieństwo sceny, w której David rozwala drzwi siekierą ze scena z „Lśnienia” Kubricka.
Film doczekał się dwóch reamk’ów jednego z w ’38 drugiego bodajże w ’59.
Trzeba obejrzeć, po prostu trzeba!
Moja ocena:10/10
Film jest już na domenie publicznej i można obejrzeć m. in. na CDA.