The Hitcher/ Autostopowicz (1986)
Morderca podróżujący autostopem to bardzo popularny motyw filmów z gatunku horror/thriller. Szczególnie sprawnie wykorzystany w produkcji Roberta Harmona.
Młody Jim Halsay w czasie podróży autostradą do San Diego zabiera z pobocza przemokniętego autostopowicza. „Mama mówiła bym nigdy tego nie robił”– mówi na wstępie do mężczyzny, który już usadowił się na siedzeniu obok młodzika. Chyba w złą godzinę przypomniał sobie przestrogę mamuni, bo oto jego pasażer szybko ukazuje swoje prawdziwe, krwawe oblicze.
Rola Johna Rydera okazała się jedną z najważniejszych w aktorskim dorobku Ruthgera Hauera. Postaci, w które się wciela są zazwyczaj, że tak kolokwialnie ujmę – takie se.
Wcielając się w tytułowego bohatera thrillera „Autostopowicz” pokazał jednak najwyższą klasę i żałuję, że nie miał okazji pokazać takiego poziomu w żadnym innymi filmie, który oglądałam.
Kreacja mordercy jest bez wątpienia najmocniejszym punktem filmu. Gdyby nie jego zimna, cyniczna mina, pozorny spokój, pod którym skrywał niepohamowaną chęć mordu „Autostopowicz” nie zapisał by się jako klasyk kina. Jego blado niebieskie oczy, spojrzenie wściekłego psa, śniło mnie się po nocach, gdy byłam dzieckiem. Sam zarys psychologiczny tej postaci nie jest zbyt bogaty. Mamy człowieka, który podróżując stopem po południowych stanach Ameryki wyrzyna po kolei swoich dobroczyńców, ludzi którzy chcą biednego łapserdaka zabrać z pobocza. Nie wiemy dla czego to robi, John, niewiele mówi. Na pewno zabijanie sprawia mu przyjemność, ma manie wielkości i nie dopuszcza możliwości zostania schwytanym – dość słusznie z resztą.
Przez półtorej godziny seansu z „Autostopowiczem” śledzimy jego potyczkę ze wcześniej wspomnianym młodziakiem, Jimem. Jimowi udaje się wypchnąć łotra z auta jednak to dopiero początek przygody.
Ryder nie ma żadnych hamulców, śledzi chłopaka, podstępem ściąga na niego uwagę policji, by ci obciążyli młodego za zbrodnie Rydera. Jim niczym zaszczute zwierzątko spieprza przez pustkowia, napotykając różnych ludzi- Wszyscy, którzy mogą być dla młodego szansą na ratunek od razu eksterminowani są przez jego prześladowce.
Thriller utrzymany jest w konwencji kina drogi. Ryder zmusza Jima by ten przyjął choć na krótki czas- zanim go zabije- jego tułaczy tryb życia. Młody radzi sobie dość kiepsko, jednak nie mamy tu do czynienia z postacią ostatniej pierdoły. Niepowodzenia Jima w potyczce z mordercą są wyłączną winą brawurowego działania jego prześladowcy. Mamy oto podręcznikowy przykład psychopaty- typa niepowstrzymanego, nad którym piecze zdaje się sprawować sam diabeł.
„Autostopowicz” doczekał się kontynuacji, remek’a. Nie wiem w zasadzie po co i na co ten film poprawiać, bo w czasie seansu ani przez chwilę nie odczułam że mam do czynienia z tak starym filmem. Autostopowicz wyróżnia się na tle filmów z lat ’80. Nie to żebym gardziła estetyką tamtejszych produkcji, chodzi mi bardziej o to, że obraz od nich odbiega ale w dobrym kierunku.
Mimo iż mamy tu do czynienia z niezwykle brutalnym sprawcą nie uświadczymy tu zbyt dużo krwi. Jest o thriller nie horror więc nie ma co oczekiwać tony flaków na widoku. „Autostopowicz” straszy raczej tym co może się jeszcze wydarzyć niż bieżącymi wydarzeniami. Akcja cały czas pędzi na przód i trzyma widza w napięciu. Finał jest mocny. Szczególnie scena z morderstwem kelnerki- jak to wyglądało nie zobaczymy, ale mamy wyobraźnie i zapowiedz wydarzeń w zupełności wystarcza by zmrozić krew w żyłach.
Na pewno nie będziecie się nudzić w czasie seansu:) A że to klasyka to tym bardziej warto zerknąć.
Moja ocena:
Straszność:9
Fabuła:8
Klimat:7
Zabawa:8
Aktorstwo:9
Zdjęcia:8
Oryginalność:7
Zaskoczenie:5
To coś:8
Dialogi:6
75/100