Huesera aka The Bone Woman (2022)
Valeria i Raul wiodą spokojne życie w niewielkim mieszkanku w Meksyku. Kobieta zajmuje się stolarstwem, a jej mąż pracuje w marketingu. Są spełnieni, wiedzie im się dobrze i zdaje się, że do szczęścia brakuje im tylko jednego małego elementu: dziecka. Kiedy po długich staraniach Valerii udaje się zajść w ciąże zamiast spodziewanej radości pada na nią blady strach. Kobieta praktycznie nie śpi i nie je dręczona nie wiadomo skąd przybyłymi widmami. Nie otrzymuje oczekiwane wsparcia od partnera to też jej stan z dnia na dzień się pogarsza.
Kobiecy duet Michelle Garza Cervera i Abia Castillo prosto z Ameryki Południowej serwuje swoim widzom opowieść o współczesnej Rosmary. Widoczna w kinie zaczyna być tendencja do ukazywania macierzyństwa w mniej sztampowy sposób. Mit matki walczącej o swoje dziecko do ostatniej kropli krwi powoli upada i obok filmów (mam tu na myśli kino grozy w szczególności) w których wszelkie zagrożenia dla ciężarnych bohaterek identyfikowane są jako jednoznacznie zewnętrzne siły (te wszystkie demony czyhające na krew pępowinową;) mamy do czynienia z coraz śmielszym ukazywaniem samego faktu bycia w ciąży, czy połogu jako stanu zagrożenia życia i zdrowia dla kobiecej bohaterki. Tak jest w przypadku „Huesery” gdzie zamiast uśmiechniętej kobiety głaszczącej się po brzuchu i ewentualnie narażonej na byty z zewnątrz mamy kobietę, która rozpada się psychicznie i zaczyna dochodzić do wniosku, że marzenie o macierzyńskie nie było jej marzeniem. Oczywiście mamy tu do czynienia z obrazem złowrogich emanacji, ale mimo ich bezwzględnej skuteczności w straszeniu (wszystkie sceny w sypialni są po prostu wspaniałe) jakoś trudno nie połączyć ich bezpośrednio z psychicznym stanem bohaterki.
Jeśli spojrzeć na tę historię mainstreamowo, to może gotowi bylibyście pomyśleć, że tytułowa 'kościana kobieta’ to jakiś demon dybiący na ciężarne i noworodki (coś jak la Llorna). To celowa zmyłka, bo zamiarem reżyserki było pozostać od mainstreamu najdalej jak się da. Trzeba więc przyjrzeć się temu co 'prześladuje’ Valerię. Mit kościanej kobiety to zupełnie inna historia i inny przekaz. La Huesera była zbieraczką kości (zwierzęcych, szczególnie kości wilków), która odtwarzała szkielety zmarłych zwierząt by na nowo tchnąć w nie życie. Ani słowa o krwi noworodków. Natomiast postać La Huesery i sama symbolika kości, które zbiera i przywraca do życia to metafora nieugiętości, wyzwolenia, nieposkromionej siły, która nie chce być oswajana i ograniczana. Więc pojawienie się jej w życiu Valerii w sytuacji gdy oto ma wypełnić mile widzianą przez społeczeństwo rolę matki rodzicielki każe nam spojrzeć na sytuację od zupełnie innej strony. Huesera nie chce jej niczego odebrać, chce jej coś przywrócić.
Myślę, że tak właśnie interpretacja jest tu trafiona jeśli przyjrzymy się zachowaniom innych bohaterów w otoczeniu Valerii, szczególnie jej męża, który obwinia Valerię za jej kryzys i przestaje traktować ją po partnersku. Sama reżyserka zdaje się mieć dużo do powiedzenia w tej materii za sprawą historii własnej rodziny gdzie to jej babka od strony ojca pewnego dnia porzuciła matczyne szaty i porzuciła rodzinę. Nie trudno zgadnąć, że jej osoba stała się personą non grata, bo jak to tak. Ano tak. W każdym bądź razie mamy tu do czynienia z bardzo ciekawym ujęciem problemu, dobrze poprowadzoną historią, obfitującą w grozę bez plastiku i wstrętnego moralizatorstwa. Podoba się i to bardzo.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła: 8
Klimat:9
Napięcie: 7
Zaskoczenie: 6
Zabawa:7
Walory techniczne: 9
Aktorstwo:7
Oryginalność: 8
To coś: 7
70/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz