Łowcy duchów. Nawiedzone zakłady psychiatryczne, szpitale i więzienia
–
Zawsze marzyło mi się spędzenie nocy halloween w jakimś nawiedzonym miejscu, albo inaczej: w miejscu uznanym za nawiedzone. Kilka takich projektów padło z bardzo prozaicznych powodów (Eeee… za zimno żeby tam koczować; Cooo? Tak daleko?; A w ogóle to można tam wejść na legalu?) i o ile zdarzało mi się szwendać po kilku miejscach z zadatkami na nawiedzone to zawsze było to za dnia, w pełni lata, a i sprzętu mogącego zweryfikować ewentualne aktywności paranormalne nie posiadam. Są jednak osoby, prawdziwi pasjonaci, którzy nie tylko odwiedzają nawiedzone miejsca, ale i swoje wycieczki relacjonują.
Jamie Davis i Samuel Queen w swoim reportażu „Łowcy duchów” namawiają nas na podróż do kilku nawidzonych miejscówek w Stanach Zjednoczonych. Ich wyprawy to coś więcej niż urbex z aparatem pod pachą. Obydwoje posiadają stosowny sprzęt do rejestrowania paranormalnej aktywności i nie omieszkają dać nam znać gdzie najlepiej się udać by poczuć dreszcz emocji.
Ich książka skojarzyła mi się z radosna twórczością Mike’a Enslina z „1408”, który podobnie jak Jamie i Samuel odwiedza miejsca o reputacji nawiedzonych i relacjonuje swoim czytelnikom własne doświadczenia z owych miejsc. W przeciwieństwie do tej, jakby nie patrzeć, fikcyjnej postaci nasi autorzy nie podchodzą do sprawy z gorzkim cynizmem, ale z entuzjazmem, który powinien nam czytelnikom się udzielić.
Ne zwiedzają jednak prywatnych domów, stawiają na tak zwane atrakcje, czyli miejsca dostępne dla zwiedzających, do których nie trzeba wbijać na partyzanta, ale legalnie po zakupie stosownego biletu i zaklepaniu rezerwacji;) Mamy wiec tu do czynienia z czymś z rodzaju przewodnika po 'domach strachów’. Wszystko skrzętnie odnotowane, opisane, wraz zamiarami i uwagami czysto organizacyjnymi.
Myślę, że taka formuła była znacznie bardziej doceniona za oceanem, ponieważ tamtejsi czytelnicy mają jakby bardziej realne szanse na skorzystanie z wiedzy autorów. Dla nas zostaje cieszenie się relacją innych. Opisane tu miejsca rozbudzają apetyt i choć wszystko odbywa się w bezpiecznych ramach to zarówno przytoczone tu transkrypcje rozmów z duchami, masa fotografii umieszczona w książce, czy wreszcie same relacje autorów opowiadających o przemykających w półmroku ludziach cieniach mogą wzbudzić lekki dreszczyk.
*Książka objęta patronatem Biblii horroru
Współpraca wydawnictwo Replika
Dodaj komentarz