Superposition (2023)
Małżeństwo Stine i Teit postanawiają, że wraz z małym synkiem porzucą na długie miesiące życie w zatłoczonej Kopenhadze i zamieszkają w leśnej głuszy nad jeziorem. Planują życie zgodne z własnymi ideałami, w zgodzie z naturą. Ten niecodzienny projekt będą relacjonować w formie podcastu, szczerych nagrań, w których dzielą się swoimi przemyśleniami. Te zapisane na pendrive mają trafiać do skrzynki pocztowej, a stamtąd będą odbierane przez szefa Teita, czyli organizatora całego zamieszania, tak by małżonkowie nie mieli absolutnie żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Szybko okazuje się, że ich założenia rozmijają się z rzeczywistością, natomiast to co najbardziej niepokojące to odkrycie faktu, że na odludziu wcale nie są sami.
„Superpozycja”, bo tak w dosłownym tłumaczeniu brzmiałby polski tytuł, to dzieło debiutującej w pełnym metrażu duńskiej reżyserki i scenarzystki wspieranej przez Mikkel’a Bak’a Sørensena. Produkcja została dobrze przyjęta w swojej ojczyźnie, a i widzowie festiwalu w Rotterdamie gdzie odbył się jego przedpremierowy pokaz nie szczędzili pochwał. Po kątach szepcze się o podobieństwie „Superpozycji” do „See no Evil/Gości” Christiana Tafdrupa – również Duńczyka – i nie jest to całkowicie chybiony trop.
Obraz wpisuje się w estetyczne prawidła nowej fali horroru, bardziej niepokoi niż straszy, trzymając się z dala od wyświechtanych zabiegów budowania atmosfery grozy. To teatr trzech aktorów, a właściwie dwóch i jednego statysty, bo ciężko mi było traktować pętającego się pod nogami Stine synka jako pełnoprawnego uczestnika wydarzeń. Obraz relacji panującej w tej małej rodzince, również ich stosunek do nadbagażu w postaci dzieciaka, bardzo wiele mówi nam o kondycji psychicznej bohaterów. Frustracja wylewa im się uszami i szybko orientujemy się, że pomysł ucieczki od miasta, wyjazd do Szwecji i zamknięcie leśnej chacie niewiele ma wspólnego z próbami rozwiązywania rzeczywistych problemów. „Dokąd mam uciec od samego siebie?” Pytał Augustyn.
Wynika z tego całkiem angażujące przedstawienie i nawet zapomniało mi się, że przyszłam tu po horror. Pierwszym wywrotowym wydarzeniem okazuje się spacer matki i syna. Kobieta dostrzega kogoś między drzewami i jest już pewna, że postulat no man land nie został spełniony – co prawda wcześniej wraz z Teitem zdążyli dostrzec dym po drugiej stronie jeziora, ale żywy człowiek to już dowód. Kiedy Stine węszy po lesie za widmowym przybyszem traci z oczu synka. No, tak powiedziała czterolatkowi, żeby się nie ruszał – każdy widz już wie, że dała ciała. Nemo oddala się i Stine w panice zaczyna go szukać. I znajduje, co prawda zupełnie w innym miejscu niż się spodziewała, ale jednak. Sęk w tym, że przyprowadzony do domu Nemo histerycznie płacze i krzyczy, że kobieta nie jest jego matką. Trauma? A może coś jest na rzeczy. Kilka następujących po sobie wydarzeń każe małżonkom podejrzewać, że coś tu mocno nie gra. W końcu prawda staje im przed oczami w całej okazałości.
Co jak co, ale tego się nie spodziewałam. Wykorzystany tu motyw pojawiał się w świecie grozy, ale ze zdecydowanie mniejszą częstotliwością niż inne popularniejsze rozwiązania. Skręcamy nieco w stronę mrocznego sci-fi, ale nadal tkwiąc w dusznych oparach rodzinnego dramatu. Myślę, że gdyby twórczyni nie zadała sobie tyle trudu tworząc grunt pod psychologie postaci, to nawet ta spora doza oryginalności tkwiąca w głównej fabularnej zagwozdce nie zrobiłaby takiego efektu.
„Superpozycja” ma w sobie coś opresyjnego i przytłaczającego. Ten nastrój widzimy tak w warstwie narracyjnej jak i tej wizualnej opartej na przyblakłych kadrach kojarzących się z beznadzieją deszczowego dnia, w którym nic dobrego już się nie wydarzy. Film jest też mocny mocą swojej obsady, bo nie da się ukryć, że zawziętość bijąca z oblicza Stine wiele nam mówi o jej emocjach. Teit natomiast snuje się po planie z miną zbitego psa, który już ma dość bicia w kółko za tą samą plamę, którą Stine miesiącami mu wypomina;) To bardzo ciekawe charaktery, dobry przyczółek dla zaplanowanej krucjaty. Dobre to kino, ale raczej nie dla miłośników mainstreamowego rozumienia grozy.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zaskoczenie:6
Zabawa:7
Walory techniczne: 8
Aktorstwo: 8
Oryginalność: 7
To coś: 8
68/100
W skali brutalności: 1/10
Współpraca Mayfly
Dodaj komentarz