Słuchacz – Robert McCammon
Luizjana, rok 1934. Czasy wielkiego kryzysu w Stanach Zjednoczonych zmuszą ludzi do radzenia sobie z biedą i niedostatkiem na niekoniecznie prawe sposoby. John Partlow zwany Bielutkim jest jednym z nich i niech nie zmyli Was jego sympatyczna aparycja. Gdy na swojej drodze spotyka podobną sobie jednostkę Ginger La France łączy z nią siły by dokonać czegoś naprawdę okutego, ale i dochodowego. Ruszają więc do Nowego Orleanu by dokonać zaplanowanego przestępstwa. Właśnie tam ich drogi skrzyżują się z zupełnie niepozornym czarnoskórym mężczyzną nazwiskiem Mayhew, który posiada pewną umiejętność: słyszy więcej.
Robert McCammmon, którego pióro zdążyłam poznać przy okazji lektury „Zewu nocnego ptaka” tym razem zabiera czytelnika w podróż nieco bliższą naszym czasom. Akcja powieści rozgrywa się w pierwszej połowie XX wieku, w roku, w którym Wielki Kryzys już się zakończył, ale tylko w teorii, bo obywatele Stanów nadal dostają w kość. Doskonale mają się uprzedzenia i podziały rasowe, które autor precyzyjnie wyłuszcza zachowując wierność historii tego okresu. Bez zająknięcia wkłada w usta reprezentantów białej rasy obelżywe słowa kierowane do mniej uprzywilejowanych czarnoskórych.
Jego powieść to kontrast czerni i bieli, w której jednak wszystko jest pomieszane i zupełnie niezgodne ze stereotypami tamtych czasów. Bielutki, obdarzony anielską aparycją i rzecz jasna białą skórą to niestety posiadacz wyjątkowo mrocznej duszy i chyba tylko stojąc obok nieco Ginger może zostać oceniona gorzej od niego. Ginger to modelowa famme fatale, która wodzi na pokuszenie bardzo podatnego Patlowa i czyni z niego partnera w zaplanowanej przez siebie zbrodni. Ci nowi Bonnie i Clayde zostają skontrastowani ze skromnym czarnoskórym młodzieńcem Curtisem Waterfordem Mayhewem, który za nim ma rasowe podziały i chętnie niesie pomoc wszystkim, którzy jej potrzebują. Na życie zarabia uczciwą praca na kolei, z której jest bardzo dumny, a w wolnych chwilach słucha, a nóż usłyszy czyjeś wołanie o pomoc.
Jego postać wprowadza na arenę powieści wątek fantastyczny, więc już mamy dwa gatunki w tym misz maszu: powieść historyczną i fantastykę. Jak znacie McCammona wiecie, że nie obejdzie się bez wątków przygodowych i kryminalnych więc mamy już całkiem szeroki przekrój gatunków. Autor z dbałością obchodzi się ze wszystkimi z nich i wzorem chociażby Simmonsa na autentycznej historii – mam tu na myśli historię dziecka Ludenmere’ów – i zachowaniem historycznego tła epoki snuje swoją nieco Kingowską opowieść. To dobra i angażująca lektura i co więcej dość krótka jak na możliwości przerobowe McCammona:) Przeczytacie prędziutko i myślę, że z zadowoleniem.
Moja ocena: 7/10
Dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz