Soft & Quiet/ Wtajemniczone (2022)
Emilly, nauczycielka nauczania początkowego spieszy na zorganizowane przez nią samą spotkanie klubu Córek Aryjskiej Społeczności. Jeszcze tylko zahaczy o krawężnik, na którym siedzi jeden z uczniów w oczekiwaniu na matkę i pouczy go jak należy dyscyplinować pracowników obsługi szkoły, coby Ci brudni imigranci poznali swoje miejsce, a młody dziecięcy umysł wdrożył się do właściwego z nimi postępowania.
Na miejscu spotkania klubu czekają już na nią inne podobne jej kobiety w średnim wieku: prowadząca wraz z mężem sklep Kim, próżno wypatrująca awansu w tej samej branży Marjorie i była osadzona Leslie. Szczególnie ta ostatnia przypada do gustu przewodniczce stada. Kobiety spotykają się by wymieniać poglądy na temat szkodliwości mulitikulturowości, która mocno dolega Stanom Zjednoczonym. Wszystkie głoszą zgodne rozczarowanie swoim krajem, który zapomniał o tradycyjnych wartościach wywiezionych przez biednych purytan z Anglii, czy innej Irlandii. Każda dzieli się swoimi bolączkami i snuje plany jak ów stan rzeczy naprawić. Kiedy piękne aryjskie damy mają już się rozstać pokrzepiwszy się strawom i dobrym słowem wpadają jeszcze do sklepu Kim coby uzupełnić zapasy wina. Na miejscu dochodzi do draki pomiędzy nimi, a innymi klientkami – pech chce 'mieszańcami’, co sprawia, że kobiety postawiają przejść od słów do czynów i zrobić porządek na swoim podwórku.
„Soft & quiet” Beth de Araújo to film, w którym wbrew tytułowi próżno szukać delikatności i cichości. Może takimi chciałby się widzieć bohaterki, może taki byłby ich ideał kobiety, niestety jak wszyscy fundamentaliści mają spory problem z zastosowaniem się osobiście do głoszonych ideałów. Mamy tu więc stadko wkurwionych babek, które najpierw tylko w teorii, a później w praktyce postawiają podważyć tak na dobrą sprawę znak ropoznawczy zachodniej cywilizacji, czyli otwartość na różnorodność. Wiem, jakie mamy nastroje w kraju, toteż myślę, że wśród przypadkowych przechodniów mogliby zdarzyć się tacy, którzy chętnie zbiliby piątkę z Emilly, ale ja jakoś nie zamierzam.
W wymowie film przypomina mi niedawno oglądaną „Meduzę„, gdzie grupa wojujących katoliczek postanawia zrobić porządek z niewiernymi goląc im głowy i bijąc na kwaśne jabłko.
Nie będzie chyba przesadą jeśli stwierdzę, że obcowanie z fanatyzmem budzi strach. Jeśli nie strach to lęk, a jeśli nie lęk to przynajmniej niepokój pod tytułem 'do czego on się jeszcze posunie?’. Takie pytanie zaczynamy sobie zadawać w czasie seansu z „Soft&Quiet”.
Gatunkowo film oscyluje wokół thrillera społecznego, choć jego producent zapragnął promować go w kategorii kina grozy. Niech będzie i tak. Jest to twór z raczej niedużym zapleczem budżetowym, za to zrobiony z wyraźną pasją debiutanta, Reżyserka i scenarzystka w jednej osobie dzieli się z widzem swoim niepokojami, których z pewnością ma co nie miara biorąc pod uwagę jej pochodzenie.
Jest to więc bardziej kino niepokoju niż dosłownego strachu i choć drżałam o życie jednego z – powiedzmy – bohaterów, to z pewnością nie jest to kino grozy w mainstreamowym rozumieniu. Fabuła filmu przypomina dokonany przez dziecko eksperyment, w którym wrzuca odpaloną zapałkę do kubła ze śmieciami i obserwuje – zajmie się czy nie zajmie – zgaśnie czy nie zgaśnie, a może będzie z tego wielki pożar? Podobnie jest z obserwowaniem poczynań naszych dam – i jednego samczyka, który pojawia się nieco przypadkowo. Bohaterki stają wobec sytuacji, która szybko wymyka się z pod kontroli i co tu dużo mówić – nic dobrego z tego nie będzie.
Widz obsadzony zostaje w roli przypadkowego obserwatora. Kamera prowadzona jest w dość niedbały sposób, a przynajmniej taki efekt uzyskujemy, bo wszystkie wydarzenia obserwujemy z jednego ujęcia. Co prawda jest to kamera stabilna i nie mamy tu efektu kręcenia z ręki – nic nie skacze – a mimo wszystko robi to wrażenie czegoś z rodzaju dokumentu kręconego bez uprzedniego przygotowania poprzez planowanie kolejnych klatek, na żywca, tu i teraz. Fajny efekt. Może przypadkowy, może zamierzony, może to nie idea tylko niski budżet? Któż to wie, grunt, że działa na rzecz naturalizmu.
Co więcej mogę Wam powiedzieć? Chyba tylko zaprosić na to oszczędne, ale konkretne widowisko.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 7
Klimat:6
Napięcie:7
Zaskoczenie:5
Zabawa: 7
Walory techniczne:7
Aktorstwo: 7
Oryginalność: 6
To coś: 7
60/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz