Fall/ Nie patrz w dół (2022)
Mąż Becky ginie podczas jednej ze wspólnych wypraw w góry. Po tej tragedii niegdysiejsza miłośniczka ekstremalnych wspinaczek zamyka się w sobie szukając ukojenia w proszkach i alkoholu. Po roku od wypadku z pomocą przychodzi jej przyjaciółka, Hunter, która również przyjaźniła się z tragicznie zmarłym i podobnie jak Becky była świadkiem jego śmierci. Hunter przez ostatni rok rozwijała swój kanał na youtube gdzie relacjonowała kolejne ekstremalne wyprawy, na kolejną zamierza zabrać ze sobą Becky. Młoda pogrążona w żałobie kobieta wzbrania się przed pomysłem przyjaciółki, ale ostatecznie obydwie wyruszają na kalifornijskie pustkowie by wspiąć się na… mierzący ponad 600 metrów nieczynny maszt wieży telewizyjnej B67. Podczas wspinaczki dochodzi do nieprzewidzianego wypadku, który uniemożliwia bezpieczny powrót na dół.
Ostatnio zastanawiałam się z czego wynika moje zamiłowanie go survival horrorów/thrillerów. I chyba chodzi o to, że lubię podziwiać dokonania ludzi, którzy wpadają na jeszcze chujowsze pomysły niż ja. Jest to chyba na swój sposób pokrzepiające. Oglądam sobie i myślę: nie no, tego to bym nie zrobiła. O tym, że jestem szczęśliwą posiadaczką lęku wysokości dowiedziałam się jakieś cztery lata temu na wysokości ponad dwóch tysięcy metrów. Dziwne, że nie zorientowałam się wcześniej, bo przecież nie zostałam tam wniesiona w worku jutowym na głowie. Rozumiecie, że takiego pokrzepienia cudzą głupotą to ewidentnie potrzebuję.
„Fall” w reżyserii Scotta Manna jako punkt wyjścia traktuje potrzebę pokonania traumy i wynikającego z niej lęku. Mamy więc boleśnie doświadczoną młodą dziewczynę, która była świadkiem i w sumie uczestnikiem śmierci swojego ukochanego małżonka. Trudno się dziwić, że po tym zobaczyła jego lot w dół straciła zainteresowanie wspinaczką. Jej BFF Hunter, która uczestniczyła w tym samym zdarzaniu odkleiła się w drugą stronę jakby chciała udowodnić sobie i całemu światu, że ewentualność śmierci jej nie dotyczy. Ciągnie więc Becky na kolejną wyprawę wmawiając jej że będzie ona stanowić remedium na jej problemy. I w sumie tak też się dzieje. Tęsknota, żałoba i początki alkoholizmu przestają mieć znaczenie w sytuacji, gdy tkwisz w upale bez wody, jedzenia i jakichkolwiek widoków na ratunek na wysokości 600 metrów. Ale jak do tego doszło? Zenek powiedziałby że nie wie, ale my widzowie dowiemy się tego dzięki wręcz sadystycznie perfekcyjnemu przedstawieniu korelacji między chujowym pomysłem a złośliwością rzeczy martwych.
Czy nieczynna od lat wieża, wystawiona na działanie niszczących warunków atmosferycznych może mieć istotne wady konstrukcyjne? Ano może. Podczas śledzenia wspinaczki naszych bohaterek przynajmniej kilkakrotnie usłyszymy w głowie podszept: ale to zaraz jebnie. I w końcu jebnie. Atmosfera jest napięta jak gumka w za małych o dwa rozmiary majtkach. Co i rusz widzimy czerwone flagi powiewające na pustynnym wietrze, ale co żebyśmy nie pierdolnęli z napięcia scenarzysta zabawia nas wątkiem relacji między Becky a Hunter – ze specjalnym udziałem zmarłego małżonka. Tu nie będzie niespodzianki. Powiem więc, kalka wręcz bezczelna, sami zobaczycie.
Scenariusz przewiduje też ciekawy plot twist, którego jak osobiście nie przewidziałam i daje im za to serduszko uznania. Całość oceniam bardzo dobrze, mimo mankamentów wiadomych dla kina survival – tu przegięcie, tu potknięcie, to logika poszła w lat – bawiłam się przednio, zaangażowałam się i oczywiście pokrzepiłam, bo co jak co ,ale tego to bym nie zrobiła 😉
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:10
Zaskoczenie:8
Zabawa:9
Walory techniczne:7
Aktorstwo: 7
Oryginalność:6
To coś:8
72/100
W skali brutalności: 2/10
rafal7 napisał
Nieźle się spociłem oglądając ten film, bo sam mam lęk wysokości. Być może dlatego mi się nawet spodobał. Warto dodać, że aktorki podczas zdjęć naprawdę siedziały na fragmencie wieży od anten w górę, który dla efektu postawiono na skraju przepaści.