Mr. Harrigan’s Phone/ Telefon Pana Harrigana (2022)
Emerytowany rekin biznesu milioner John Harrigan postawia jesień swojego życia spędzić w maleńkim Harlow w stanie Maine. Zamknięty w okazałej posiadłości dopuszcza do siebie tyko gosposie i … małego chłopca z sąsiedztwa, Craiga. Chłopiec po raz pierwszy pojawia się w domu milionera na jego wyraźne życzenie, po to by czytać mu na głos wskazane książki, głownie klasykę literatury jak Dickens, czy Wilde. Ich układ trwa lata, w każdy czwartek Craig czyta na głos Panu Harriganowi, a ten płaci mu za to drobne sumy pieniędzy każdego miesiąca. Nie jest to jednak układ tylko finansowy, między starszym mężczyzną a Craigiem tworzy się więź dlatego też chłopak chcąc wykonać względem pana Harrigana miły gest i daje mu prezent, tytułowy telefon. Nowinka techniczna którą początkowo gardzi starszy mężczyzna staje się wkrótce jego ulubioną zabawką, dlatego gdy Pan Harrigan w końcu umiera Craig wkłada mu do ubrania ulubiony gadżet tak by został z nim pochowany. Wkrótce po pogrzebie chłopiec otrzymuje pierwszy sms od zmarłego nadawcy.
Zbór „Jest krew” Stephena Kinga, jedna z nowszych publikacji autora zawiera w sobie cztery mini powieści. Dwie z nich, w tym tytułowa, nie przypadły mi do gustu, dwie spodobały się bardzo. Jedną z tych, z którymi sympatyzowałam był właśnie „Telefon Pana Harrigana”. Ekranizacja minipowieści powstała na zlecenie platformy Netflix a za jej reżyserię i scenariusz odpowiada John Lee Hancock, twórca filmów popularnych, ale w znaczącej większości dalekich od estetyki kina grozy. Może i dobrze się złożyło, bo historia Pana Harrigana i jego telefonu też typowym horrorem nie jest. Oparta jest na wspomnieniach z dzieciństwa i wczesnej młodości Craiga dla którego zmarły przyjaciel staje się kimś w rodzaju wróżki chrzestnej.
Głównym tematem opowieści jest sama relacja pomiędzy chłopcem z starcem, dwoma mentalnie przeciwległymi biegunami, dwoma odległymi generacjami, które zdaje się dzielić wszystko. W filmie niestety nie jest to tak wyczuwalne, ale pomiędzy bohaterami aż kipi od sprzecznych emocji. Craig z jednej strony boi się dość nieprzystępnego starca, z drugiej jest zafascynowany jego mądrością i życiowym doświadczeniem. Pan Harrigan z jednej strony tworzy między nimi dystans a z drugiej widać jak bliski z roku na rok staje się dla niego chłopak z sąsiedztwa.
Bardzo ucieszyłam się widząc w roli Pana Harrigana Donalda Sutherlanda, będącego dla mnie kwintesencją owych sprzeczności. Partneruje mu widocznie onieśmielony młodziutki Jaeden Martel, którego mogliście poznać w innej filmowej adaptacji prozy Kinga – readaptacji powieści „To”. Scenariusz odbiega od pierwowzoru na poziomie chronologii zdarzeń, pewne elementy zostały też dodane, inne ujęte. Nie wpływa to jakość znacząco na odbiór, kwestią bardziej znaczącą jest to, że ta historia średnio nadaje się na ekran. To bowiem nie tyle jest to opowieść o pewnych zdarzeniach co o towarzyszących im uczuciach, które w przełożeniu na język filmu nie mogą wybrzmieć wystarczająco silnie. Fani horroru w rozumieniu produkcji relacjonującej serię przerażających zdarzeń będą z pewnością rozczarowani.Technicznie i warsztatowo nie ma się do czego przyczepić. Podobał mi się sposób w jaki twórca w symbolicznie oddawał charakter postaci. Wiele scen kręcono tak by Pan Harrigan niczym król patrzył na swojego małego przyjaciela z góry, z wysokości wielkiego fotela. Fotel ten ustawiony był tyłem do pięknej, wypielęgnowanej oranżerii pełnej żywiołowej zieleni. Mając coś takiego w domu zdecydowanie ustawiłabym fotel w stronę tego widoku, zaś Pan Harrigan zawsze zasiada tyłem, jakby odwracał się do tego piękna, od tej zieleni, od świata, od życia.
Dla mnie to bardzo wartościowa historia, ale zdecydowanie bardziej lubię ją na papierze niż na ekranie. Obejrzeć oczywiście można, ale sugerowałabym uprzednie zapoznane się z minipowieścią.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:6
60/100
W skali brutalności: 0/10
Dodaj komentarz