Poławiacz – John Langan
Abrahama Samuelsona i Daniela Dreschera połączyła żałoba. Obydwaj próbują sobie poradzić ze stratą bliskich. Ukojenia szukają w wodzie podczas wspólnego wędkowania na odludnych, cichych łowiskach. Wydaje się, że udało im się znaleźć idealne miejsce, Potok Holendra znajdujący się w okolicy Catskill Mountains w stanie Nowy Jork, który proponuje Dan. Miejsce to jednak nie cieszy się najlepszą sławą o czym zaświadcza Howard, przypadkowo przez nich poznany pracownik baru. Opowiada on o Poławiaczu (Der Fisherman), który nawiedza Potok Holendra. Abe i Dan mimo wszystko udają się właśnie tam.
John Langan tworzył swoją powieść przez kilka lat, składając ją ze strzępek zasłyszanych opowieści, baśni, legend i własnych literackich fascynacji. Wyszła z tego taka opowieść w opowieści, wartościowa, pięknie smutna i …męcząca. Podobnie jak autor potrzebowałam przerw w obcowaniu z nią, bo nie jest to powieść do szybkiego zachłyśnięcia się.
Jak wspomniałam znajdziemy tu wiele nawiązań i jednym z głównych punktów programu jest kosmiczna groza w stylu Lovecrafta. To nawiązanie pojawia się w opowieści o Poławiaczu i daje tak nam jak i Abe’owi sygnał jaki cel w owej podróży może mieć Dan, Dan, który stracił bliskich w tragicznym wypadku. Samej creepy opowieści nie chcę Wam przytaczać, ale pojawia się w niej dobrze znany w grozie wątek – idealnie korespondujący z sytuacją życiową tak Dana jak i Abe’a.
Jeśli chodzi o grozę, namacalną, odczuwalną, manifestującą się w konkretnych rozwiązaniach i scenach, to owszem, znajdziecie ją tu, ale zdecydowania pierwsze skrzypce odgrywa tu motyw żałoby i swego rodzaju nie możności pogodzenia się ze śmiercią. To opowieść o opętaniu przez … opowieść, ale nie opętaniu demonicznym, raczej o obsesji, jaka spycha człowieka na mętne i niebezpieczne wody.
Gatunkowo mamy tu do czynienia z weird fiction, ale też powieścią bardzo ludzką, a jednocześnie surrealistyczną. Piękny gawędziarski język, bardzo plastyczne opisy budujące klimat zagrożenia to niewątpliwe zalety tej powieści. Mimo wszystko bardzo trudno było mi płynąć wraz z nią, szczególnie w drugiej części musiałam dobić do brzegu i zafundować sobie dłuższy postój. Praktycznie nie ma tu dialogów, wciąż trwamy w retrospekcji, w opisie. Nie mniej jednak nikomu lektury odradzać nie zamierzam, wskazuje jedynie swoje odczucia.
Moja ocena: 6/10
Dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz