My Heart Can’t Beat Unless You Tell It To/ Moje serce bije tylko gdy mu każesz (2021)
Dorosłe już rodzeństwo Dwight i Jessie opiekują się swoim bratem Thomasem, który z powodu przewlekłej choroby nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Jego przypadłość jest o tyle niecodzienna, że generuje konieczność dostarczania do organizmu świeżej, ludzkiej krwi. Thomas nie jest w stanie sam jej sobie zorganizować to też ten przykry obowiązek przypada w udziale starszemu bratu. Tak więc z zapadnięciem zmroku Dwight wsiada do swojego chevroleta i rusza na łowy.
„Moje serce bije tylko gdy mu każesz” jest produkcją, o której dużo się mówi w kontekście nowej fali horroru. Mamy tu do czynienia z reżyserskim debiutem Jonathana Cuartasa, w którym twórca rozprawia się z mitem silnego i drapieżnego wampira. Thomas nie jest piękną, nieśmiertelną istotą, ledwo potrafi ustać na własnych nogach i jego przetrwanie jest zależne od wsparcia rodziny. Jessie, siostra Thomasa weszła w rolę matki kwoki, która roztacza całodobową opiekę nad Thomasem i nie cofnie się przed niczym by zadbać o jego dobrostan, a koniec życia Thomasa byłby końcem jej świata. Czuje się za niego odpowiedzialna w takim stopniu, że wystarczy jedno jej spojrzenie by Dwight czuł się winny, że niewystarczająco się stara, nie wystarczająco poświęca dla brata. Czyżbyśmy mieli do czynienia ze sławetnym urokiem wampira? A może to tylko toksyna relacji międzyludzkich i patologia zależności? Miłość, która wymusza największe poświecenie?
Dwight jest postacią tragiczną. Stoi w rozkroku między poczuciem obowiązku i lojalności wobec rodziny, a własnym sumieniem, które zdaje się krzyczeć: nie chcę więcej tego robić! Nie chcę zabijać! Mężczyzna marzy o normalności, którą odnajduje w spotkaniach z miejscową prostytutką. Nie chodzi o sam akt, a o rozmowę z drugim człowiekiem o swoich uczuciach, potrzebach, marzeniach.
Cicha rozpacz Dwighta wybrzmiewa tym bardziej, że znalazł się on w pętli bez wyjścia. Ludzka krew nie poprawia kondycji jego brata, jedynie podtrzymuje funkcje życiowe. Czy wobec tego warto? Czy ta wegetacja jest warta kolejnych istnień? Jedną z ciekawszych scen jest jego rozmowa z bezdomnym, który cieszy się na widok domu do którego został przywieziony przez Dwighta. Na jego radosne zdziwienie na widok domu, Dwigt odpowiada: „Był nim”, sugerując, że jego dom już nie jest domem. To wiele mówiąca perspektywa. Takich komunikatów rzuconych przyciszonym tonem, scen codzienności, które aż krzyczą: jesteś w pułapce! jest znacznie więcej. Rachunek jaki zapłacić Dwight za rodzinne więzi wciąż rośnie.
Tak, mamy tu sceny śmierci, mamy ekspozycje misek z krwią, ale nie zostały one zainscenizowane w taki sposób w jaki zwykło odbywać się to w filmie grozy. To film, w którym teoretycznie niewiele się dzieje, ale przez to każdy mocniejszy akcent wybrzmiewa ze zdwojoną siłą. Cała ekspozycja planu rozegrana jest tak by wzbudzić w widzu wrażenie ucisku, jakby znalazł się w za ciasnym pomieszczeniu. Może to w sumie nawet nie jest horror o wampiryzmie? Jest to film o przewlekłej chorobie, która skazuje całą rodzinę na społeczną i emocjonalną banicję. Na brak nadziei, na krańcowe współuzależnienie i opresyjność relacji. Na finalną tragedię.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność: 7
To coś:7
65/100
W skali brutalności: 2/10
Dodaj komentarz