The Requin/ Rekin (2020)
Jaelyn i Kyle udają się na romantyczną wycieczkę do Wietnamu gdzie w bungalowie przy rajskiej plaży mają leczyć traumę utraty dziecka. Podczas kolejnej nocy spędzonej w tych pięknych okolicznościach przyrody nadciąga tropikalna burza, która porywa ich domek i niesie go na wzburzonych fala z dala od lądu. Para musi przetrwać na tej nietypowej tratwie mając coraz mniej nadziei na ratunek.
Ten film to arcydzieło kina klasy B jakiego ze świecą szukać. Żadne słowa nie są wstanie określić mojego szoku i niedowierzania. Dawno nie widziałam tak spierdolonego CGI, tak absurdalnego scenariusza i tak chujowego warsztatu w wykonaniu popularnych i doświadczonych aktorów (Alicia Silverstone, James Tupper). W czasie seansu miałam taką myśl, że Alicia i James zostali uprowadzeni spod jakiegoś hollywoodzkiego studia, odurzeni i wywiezieni do Wietnamu w workach jutowych na głowach, grali za cebrzyk słonej wody i porcję ryżu, każdy z obsady przeszedł udar słoneczny. Reżyser jebał prądem bez litości całą ekipę, a najbardziej gościa od efektów specjalnych, który po przerobieniu 1/3 filmu stracił wzrok, słuch i do końca życia będzie odżywiał się przez słomkę. Budżet opiewający na osiem milionów w całości został przewalony na mefedron.
Bawiłam się wyśmienicie, jednocześnie cierpiąc i pogrążając się w otchłani szaleństwa. Próbowałam coś odczytać z mimiki Alicii Silverstone, ale jej twarz wyrażała jedynie cierpienie większe od mojego. Wykrzywiała się we wszystkie cztery strony świata, jakby chciała udowodnić, że ona to botoksu nie, nie bacząc na adekwatność doboru ekspresji o sytuacji. Rozbiegane spojrzenie poszukiwało obiecanej miski ryżu.
Sytuację naszej party śledziłam z zaangażowaniem, bo co i rusz to kolejna wtopa na horyzoncie. Wszystko (za wyjątkiem twarzy Aliici) zostało wygenerowane komputerowo, dźwięk nie był w stanie znaleźć porozumienia z obrazem. Program do obróbki technicznej znaleziono na dyskietce wyłowionej ze ścieku kanalizacyjnego pod domem operatora.
Jeśli myślcie, że fabuła filmu ogranicza się do powolnego dryfowania, to jesteście w błędzie, bo bohaterzy znajdą rewelacyjny sposób na wydostanie się z tratwy, co jednak nie będzie miało nic wspólnego z uratowaniem się. Wkrótce nadciągnie też tytułowy antybohater, który swoją aparycją zachwyci wszystkich fanów „The Sims 2”. Nazwany z francuska co prawdopodobnie wskazuje, że jest on obywatelem świata. Pojedynek z tym tworem będzie tak emocjonujący, że łzy zaleją Wam oczy. Pragnienie utraty wzroku i słuchu będzie coraz silniejsze, ale musicie to przetrwać, bo chcecie zobaczyć finał.
Seans z tym filmem był przeżyciem tak niezwykłym, że można je porównać tylko do wyjebania na jednym wdechu tubki butaprenu.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:3
Klimat:2
Napięcie:5
Zaskoczenie: 3
Zabawa:10
Walory techniczne:1
Aktorstwo: 1
Oryginalność: 2
To coś: 3
31/100
W skali brutalności: 2/10
Nala napisał
Kolejny raz padam ze śmiechu, czytając Twoją recenzję. 😀
Już jutro postaram się obejrzeć to „dzieło”.
Pozdrawiam.
kaziu napisał
Stare, chińskie przysłowie, która jak ulał pasuje do tych, skądinąd bardzo dobrych merytorycznie, komentarzy i minirecenzji: „Są dwie najbrzydsze rzeczy na świecie, od których trzymaj się zawsze z daleka: chuda krowa i wulgarna kobieta”…