Tartak. Leśna Osada – Paulina Stępień
Dawno, dawno temu, za górami, w oddali od miast i skryta pośród mroków lasu niewielka społeczność ludzi tworzyła Osadę. Przed dwudziestoma pięcioma laty nawiedziła ją tajemnicza zaraza zabierając syna Starego Lichoty – jednego z bliźniaków, Cyrusa. Pierworodnego syna odebrała mu jego własna, twarda ręka, bowiem Miszko ani myślał pędzić los popychadła w domu ojca i wziąwszy tobołek na plecy odszedł w szeroki świat. W życiu układało mu się różnie, nim otrzymawszy od swego brata Eryka wiadomość o śmierci ojca postanowił wrócić do domu. Wraz z nim wróciło coś jeszcze, bo mała chatka nad jeziorem służąca za trupiarnie ponownie zaczęła się zapełniać, a na mieszkańców Osady ponownie padł blady strach.
Powieść „Tartak. Leśna Osada” przypomina ludzika misternie splecionego z suchych gałązek – dokładnie takich jakie lubię, dokładnie takich jakich potrzebuję w powieści grozy. Mamy XIX -wieczną wioskę, której położenie geograficzne trudno określić – skrytą w cieniu rozległego, mrocznego lasu gdzie na małych chłopców czekają złe wiedźmy, a relacje międzyludzkie naznaczone są uprzedzeniem i zabobonem. Nad jeziorem niczym swoiste memento mori stoi chata, w której kobiety czuwają nad snem zmarłych. A zmarłych tu nie brakuje i próżno w tych zgonach doszukiwać się naturalnych przyczyn. Nad jeziorem możemy spotkać pławiące się w wodzie widziadła, a opis takich spotkań, wierzcie lub nie, przyprawia o dreszcze. Nigdy nie możesz być pewny czy ten kto staje na Twoim progu to żyw czy umarlak, a może ktoś pomiędzy. W momencie gdy przekraczamy granicę Osady i zaczynamy przyglądać się jej mieszkańcom każdy wyda się podejrzany, a złożoność i charakterów oraz powikłanie relacji tylko wzmocni poczucie nieufności wobec nich. Atmosfera grozy jest wyczuwalna już od prologu i skutecznie utrzymuje się przez całą tą niekrótką przecież opowieść.
„Tartak..” jest debiutem i jak każdy debiut ma swoje wady, jednak to co wydaje się w tym momencie kluczowe to to, że w pisaniu autorki jest potencjał, z którego można czerpać. Jest to przede wszystkim potencjał do budowania grozowej atmosfery, umiejętne budowanie klimatu i zgrabne operowanie słowem. Misterny ludzik z gałązek zebranych w mrocznym lesie miejscami rozchodzi się 'w szwach’ na poziomie fabuły i budowania świata przedstawionego. Autorkę miejscami ponosi i pojawiają się zgubne momenty nieuwagi. Chodzi mi szczególnie o brak konsekwencji w trzymaniu się obranych ram czasowych, a co za tym idzie pewnych realiów. Niektóre z używanych – także przez bohaterów – zwrotów nie pasują do XIX-wiecznej rzeczywistości i kole to w oczy. Pewne wątki wprowadzane są zbyt późno, by nie wydać się 'doklejonymi’ – broń musi się pojawić w akcie pierwszym by z hukiem wystrzelić w ostatnim ;), ale w mojej ocenie są to błędy neofity, jak najbardziej do wyrobienia przy pracy z uważną redakcją.
Podsumowując, polecam, zachęcam i zapraszam do Osady.
*Książka objęta patronatem Biblii Horroru
Dodaj komentarz