Koniec. Baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat
– Bartłomiej Grubich
Młoda barmanka Ania przyjeżdża do Bydgoszczy i niknie po niej wszelki ślad. Jej tropem ruszają trzy, niezależne osoby: jej przyjaciółka Kasia, sekretny wielbiciel Artur i ksiądz Zbigniew poproszony o to, przez babcie zaginionej. Wszyscy oni przemierzając ulice smutnego miasta muszą pamiętać o tym by szukając Ani nie zgubić samych siebie.
Z prozą Bartka Grubicha już zdążyłam się polubić za sprawą jego debiutu „Biegacz” i opowiadania „Co było, minęło”, które wyróżniłam przy okazji recenzji „Grobowca”. Jego styl to pomieszanie pięknego, literackiego języka i bardzo nieładnej mowy potocznej, połączenie niecodzienne i odświeżające.
Lubię dziwne historie. Lubię wrażenie pomieszania, niedopowiedzenia i konsternacji, dlatego też słysząc wszystkie wnoszące się głosy oburzenia na jego najnowszą powieść, tym bardziej chciałam ją przeczytać.
To mógł być kolejny thriller/ kryminał z wątkiem zaginionej dziewczyny, w którego finale dochodzi do smutnej acz prostej refleksji, że młode, ładne dziewczyn kończą źle, gdy trafią na złego człowieka. Mógł ją zabić ksiądz Zbigniew Mikołaj, bo to pijus i łajza w sumie, mogła ją zabić psiapsi Kasia, bo dowiedziała się, że rypie się z jej chłoptasiem, mógł ją zabić nieśmiały wielbiciel Artur Kasprzak, bo nie chciała iść z nim do kina na horror o klaunach.
Ale przecież można inaczej, można pójść inną drogą i tą drogą poszedł autor. Pod słowem inna, kryje się wszystko co dziwne, oniryczne, surrealistyczne i absurdalne. Gatunek? Chyba jakiś nowy, zmutowany i przepoczwarzony. Coś z realizmu magicznego, powieści fantastycznej i nastrojowej ballady, której rytm wybija odgłos wciąż padającego deszczu.
Narracja dzieli się na trzy głosy: księdza, Kasi i Artura. Każde z nich doświadcza niezwykłych zdarzeń, spotyka paradę dziwolągów i wreszcie gubi się we własnych wspomnieniach. Bydgoszcz jawi się tu jako miasto pułapka, które chwyta w kleszcze i ściska tak mocno aż nie będziesz już wiedział nic – po co tu jesteś i czego szukasz. A koniec świata? Koniec świata dzieje się już. Nie mogłam oprzeć się skojarzeniu z „Alicją w krainie czarów”, gdzie owa kraina czarów okazuje się dystopią, a biały królik mógł nigdy nie istnieć.
Chciałabym Wam powiedzieć, że jeśli tylko się skupicie wszystko stanie się jasne, ale tak nie będzie. Po przeczytaniu „Końca…” zostaniecie sami ze swoimi myślami, nikt Was nie zapewni, że dobrze zrozumieliście tę historię, że macie rację. Jeśli więc macie wystarczająco duży próg tolerancji na frustrację spowodowaną niewiedzą zapraszam do miasta Końca.
Moja ocena: 7/10
Dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz