We need to do something/ Musimy coś zrobić (2021)
Nastoletnia Melissa i jej bliscy: ojciec, matka i mały brat chowają się w łazience w swoim domu przed zapowiadanym na tę noc tornadem. Dlaczego w łazience? Bo nie mają piwnicy – taką decyzję podejmuje matka, Diane. Nazajutrz, gdy pogoda się uspokaja rodzina odkrywa, że drzwi łazienki są zablokowane od zewnątrz i w żaden sposób nie potrafią ich otworzyć.
Zamknięci, odizolowani, odcięci od świata zewnętrznego i tylko pozornie bezpieczni. Czy coś Wam to mówi? Powieść na podstawie, której powstał scenariusz filmu została napisana jeszcze przed rozpoczęciem się pandemii, ale zaindukowana globalna paranoja każe mi się dopatrywać w tej fabule swego rodzaju proroctwa. Co ciekawe film kręcono w czasach obostrzeń, które wymuszały na ekipie zachowanie nadzwyczajnych środków ostrożności, zmuszały ją do ograniczeń i reżimu. Przypuszczam, że ułatwiło to obsadzie wczucie się w sytuację kreowanych postaci.
„Musimy coś zrobić” to horror psychologiczny z rysem surrealistycznej paranoi i klimatem retro. Fabułą czerpie z klasyki gatunku zahaczając o wątek satanizmu i wykorzystując estetykę gore i body horroru. Skupiamy się tu na najmniejszej komórce społecznej – na rodzinie.
O tym, że przechodzi ona kryzys komunikacyjny dowiadujemy się szybko niemal w drzwiach. Nastoletni bunt Melissy, nabuzowany stresem ojciec, matka starająca się wejść w portki męża i wreszcie najmłodsze szczenię, Bobby – największa ofiara sytuacji. Atmosfera nerwowości i napięcia jest odczuwalna aż nadto, szybko udziela się widzowi, który z niecierpliwości wypatruje wyjścia z sytuacji (z łazienki;). Niedogodność położenia doskwiera bohaterom coraz bardziej, a myśl o ratunku staje się abstrakcją. Co tak naprawdę wydarzyło się w noc tornada? Czy świat na zewnątrz wciąż jest tym samym światem? Kolejne dziwne zdarzenia nakazują podejrzewać, że rzeczywistość uległa wypaczeniu i o to nasza familia gości obecnie w strefie mroku.
Film udany z wyraźną atmosferą psychodelicznej grozy, sprawny technicznie ze 'smacznymi’ efektami – czemu użyłam określenia 'smaczne’ przekonacie się po obejrzeniu „Musimy coś zrobić”.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła: 7
Klimat:7
Napięcie:8
Zabawa:7
Zaskoczenie:6
Walory techniczne: 8
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś: 7
68/100
W skali brutalności: 2/10
Dodaj komentarz