The Manor (2021)
Siedemdziesięcioletnia Judith po przejściu udaru decyduje się na przeprowadzkę do domu spokojnej starości, mimo że jej stan zdrowia wcale nie jest tak zły. Na miejscu musi zmierzyć się z restrykcyjnymi zasadami obowiązującymi w Golden Sun Manor i kiedy powoli oswaja się z tym miejscem i nawiązuje pierwsze przyjaźnie zaczynają dręczyć ją koszmary, w których widzi czarna postać pojawiająca się w nocy w jej pokoju. Koszarami nazywają te emanacje wszyscy poza nią. Judith bowiem wierzy, że zagrożenie jest całkiem realne.
Starość nie radość, młodość nie wieczność, ale czy na pewno? Owdowiała Judith jest twardą babką. Pomogła swojej córce po tym jak ta straciła męża i zaopiekowała się pogrążonym w depresji wnukiem. Teraz sama wymaga pomocy, ale nie chce jej przyjąć. Zamiast tego postanawia przeprowadzić się do domu starców i tam przeżyć lata, które jej zostały. Ukochany wnuczek, już nastoletni, twardo się temu sprzeciwia, ale kobieta jest nieugięta.
Niestety nowe miejsce pobytu szybko ją rozczarowuje, a w końcu także przeraża. Lekarz widzi w tym objawy choroby degeneracyjnej mózgu, ale bystry widz nie da się na to nabrać. Brak możliwości innej srogi interpretacji dla przedstawionych wydarzeń i dość powierzchowne traktowanie pojęcia tajemnica jest główną bolączką „The Manor”. Jeśli dodamy do tego drętwe dialogi i niezbyt oryginalny zamysł całości mamy film tylko średni. Przy tych dialogach na chwilę się zatrzymam, bo mamy tu do czynienia z dość dramatycznym kontekstem sytuacji, czyli problematyką godzenia się z przemijaniem. Twórczyni filmu ogłosiła, ze zawarła w nim osobiste refleksje w związku z chorobą ojca, ale zupełnie tego osobistego pierwiastka nie odczułam. Wręcz przeciwnie, było to dla mnie wyprane z wszelkiej emocjonalności. Czerstwe rozmowy i szybkie przypinanie różowej kokardy, gdy robiło się zbyt dramatycznie.
„The Manor” ratuje bardzo dobre aktorstwo wcielającej się w główną rolę Barbarę Hershey i dobra praca operatorów zdjęć. Otrzymujemy tu kadry wyzbyte z plastiku, nieco… przysuszone i naprawdę kojarzące się z jesienią życia.
To czego tu zabrakło to właśnie, ciekawszego pomysłu, a przynajmniej ciekawszego sposobu jego wykorzystania, zamiast bezrefleksyjnego powtarzania po innych kolegach filmowcach. Epilog filmu nieco go ratuje, bo wychodzi poza sferę klasycznego tryumfu dobra nad złem, ale nadal zbyt mało bym mogła się zachwycić. Film do obejrzenia i szybkiego wyrzucenia z pamięci.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:6
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność: 4
To coś:5
50/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz