NOS4A2 – Joe Hill
Victoria McQeen mając osiem lat w czasie rowerowej przejażdżki odkrywa Shorter Way Bridge, stary pomost, który wedle słów jej rodziców dawno nie istnieje. To tam po raz pierwszy doświadcza magii mentalnej podróży, która zanosi ją do odległego miejsca. Victoria jednak nie jest jedyną osobą zdolną kreować magiczne światy, o czym przekonuje się gdy na jej drodze staje Charles Manx. Vicky odkrywając jego leśną kryjówkę trafia do stworzonej przez niego krainy wiecznych świąt Bożego Narodzenia – krainy, która mogłaby być piękna, gdyby nie była upiorna.
„NOS4A2” zostawiłam sobie na koniec. Zrobiłam to z premedytacją podyktowaną zasłyszanymi opiniami jakoby to właśnie „NOS4A2” był najlepszy grozowym dokonaniem Joe Hill’a. I choć nadal uważam, że najlepszym przeczytanym przeze mnie utworem autora jest napisane wspólnie z ojcem opowiadanie „W wysokiej trawie”, to „NOS4A2” zdecydowanie ma szansę z nim konkurować.
Hill po raz kolejny bawi się znanymi motywami przekuwając je na nieoczywistą i spójną historię. W tytule powieści rozpoznamy, nie inaczej słowo „Nosferatu”, czyli imię słynnego wampira. „NOS4A2” to … numer rejestracyjny samochodu, dokładnie klasycznego Rolls-Royce Wraith – gdzie Wraith oznacza tyle co widmo. Owym widmem porusza się wspomniany Charles, będący czymś na kształt wampira, wampira porywającego dzieci. Porywającego po to, by zabrać ich dusze do swojego Christmaslandu.
Obraz tego miejsca stanowi jeden z najmocniejszych grozowych puntów programu. Z tej wizji bije jakaś upiorna nieadekwatność, wszystko od ozdób świątecznych, po rozbrzmiewające tam piosenki jest skażone utajonym mrokiem. Mieszkańcy tego miejsca tj. porwane dzieci, trwają w nieustannym świątecznym rozgorączkowaniu, nie znają innych emocji niż te towarzyszące oczekiwaniu na prezenty. Robi to mocno psychodeliczne wrażenie, choć nie tylko o horror tu chodzi. Cały kontekst wyimaginowanych światów ma tu drugie dno. Vicky i Charles mają w sumie sporo wspólnego, bo obydwoje wykształcili zdolność kreowania alternatywnej rzeczywistości, która zapewnia im to czego im brakuje.
Jeśli chodzi o wady powieści, to wydaje mi się że fabularnie trochę za bardzo się 'rozeszła’. Skrócenie sześciuset stronicowej opowieści o dobre dwieście stron byłoby myślę dobrym ruchem. Hilla miejscami ponosi gawędziarstwo i to w sytuacjach w których nie do końca jest na to czas i miejsce, ale to tylko taka drobna uwaga. W ogólnym rozrachunku książka wypada bardzo dobrze i ma w sobie to coś- coś czego chciałam.
Moja ocena: 8/10
Dziękuję wydawnictwu Albatros
Dodaj komentarz