Pudełko w kształcie serca – Joe Hill
Jude Coyane podstarzały gwiazdor rocka wiedzie żywot hedonisty: Pieniądze, zabawa, kobiety i ekscentryczne hobby, na które nie szczędzi grosza. Jude bowiem jest kolekcjonerem creepy gadżetów szczycącym się posiadaniem takich artefaktów jak szachownica Aleistera Crowleya, książka kucharska dla kanibali, prawdziwa pętla prawdziwego wisielca, autentyczny film snuff czy… prawdziwy duch. Ten ostatni przybywa do niego w tytułowym pudełku w kształcie serca dając początek nawiedzonej przygodzie.
To już moje trzecie spotkanie z twórczością Joe Hilla, więc tak jak obiecałam – nadrabiam. Wciąż jestem na etapie wyrabiania sobie zdania na temat kondycji twórczości autora stojąc poniekąd w rozkroku pomiędzy dezaprobatą, a przebłyskami zachwytu. Obierając za cel „Pudełko w kształcie serca” działałam z rozmysłem, bo o ile nie jest to jego najpopularniejsza książka to jednak jest pierwszą jaką wydał. Sprawdźmy więc od czego się zaczęło.
Mamy tu do czynienia z powieścią drogi. Przydrożne bary, stacje benzynowe, trasy międzystanowe, na których przez setki mil nie spotkamy … żywego ducha:) Klimat na wskroś amerykański nawet nieco sentymentalny, bo gdzie najlepiej odkrywać siebie jak nie w czasie wielkiej tułaczki?
Właściwa przygoda naszego bohatera zaczyna się z chwilą gdy wchodzi w posiadanie … ducha. Ducha zamówionego w sieci. To znaczy… zamówił pudełku, w pudełku był garnitur, a w garniturze duch. Jude oczywiście nie spodziewał się ze strony ducha zagrożenia. Tymczasem cuchnący stęchlizną gajer to siedliską prawdziwego zła. Miejscami jest dość creepy😉
Akcja zawiązuje się bardzo szybko, bardzo szybko dowiadujemy się kim jest duch i jakie ma zamiary toteż fabuła nie będzie przypominać klasycznego ghost story gdzie najpierw mamy małe emanacje, później większe egzorcyzmy, by w finale poznać tragiczną historię danego niespokojnego nieboszczyka.
W „Pudełku w kształcie serca” skupiamy się na dążeniach do wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji. Zabieg może nieco naiwny, bo gdzie tu suspens, gdzie tajemnica, gdzie groza? Zauważyłam jednak, że dla Hilla horror to narzędzie zabawy i przyczółek przygody. Nie inaczej jest w przypadku tej historii.
Bardzo ważnymi okazują się tu wątki obyczajowe, bo będziemy mieć okazję dobrze poznać naszego rockmana i jego urodziwą towarzyszkę . Dowiemy się co uczyniło ich takimi jacy są, będziemy mogli podziwiać ewolucję postaci. Taki typowo Kingowski zabieg.
Powieść stanowiła dla mnie ciekawą i angażującą rozrywkę. Smaczki w postaci nawiązań do kultury muzyki metalowej – tak bardzo dla mnie. Jestem zadowolona, ale tym razem nie zachwycona.
Moja ocena: 6+/10
Dziękuję wydawnictwu Albatros
Dodaj komentarz