The Unholy/ Sanktuarium (2021)
Niegdyś rozchwytywany, dziś okryty niesławą oszusta, dziennikarz Gerry Fenn przybywa do małego miasteczka w Massachusetts by opisać 'tajemnicza sprawę’ okaleczenia krowy na pastwisku. Czujecie ten suspens? Garry też go nie poczuł, ale z pomocą przyszła mu znaleziona na tym samym pastwisku upiorna laleczka. Sprytny dziennikarz niesiony nieskrywaną desperacją postanawia wykorzystać znalezisko by w połączeniu z okaleczoną krową usnuć na tym historię z paranormalnym wątkiem. Bezpardonowo niszczy lalkę i porzuca. Wkrótce pod osłoną nocy spotyka na drodze dziwną młodą kobietę. Alice, bo tak ma na imię, zmierza do miejsca gdzie niefrasobliwie porzucił zniszczoną lalkę. Garry odstawia Alice w bezpieczne miejsce, gdzie dowiaduje się, że ta oto głuchoniema dziewczyna znajduje się pod opieką miejscowego księdza. Z tym, że Alice do niego przemówiła. Cudowne ozdrowienie dziewczyny jest dopiero początkiem cudów w Banfield. Cudów dokonanych za sprawą domniemanego maryjnego objawienia na środku pastwiska.
„Sanktuarium” reżyserski debiut Evana Spiliotopoulosa, którego pod skrzydła wziął Sam Remi to filmowa adaptacja powieści Jamesa Herberta w Polsce znanej pod tytułem „Święte miejsce”. Reżyser przyznaje, że od zawsze jego marzeniem było sfilmowanie właśnie tej powieści i gdy w końcu to pragnienie udało mu się spełnić postawił na atmosferę niełatwej do rozwikłania paranormalnej tajemnicy.
Serio?
Niestety, ale produkcja Spiliotopoulosa (ach te greckie nazwiska) ma tyle z tajemnicy co historia rannej krowy na pastwisku. Już z filmowego wstępu możemy wywnioskować czym tak naprawdę są owe święte objawienia i co jest ich źródłem. Ten prolog, wizualnie z resztą jest wyjątkowo udany, więc nie dziwię się, że umieszczono go w filmie. Problem w tym, że ON WSZYSTKO WYJAŚNIA. Te kropki leżą od siebie zbyt blisko by można było ich nie połączyć. Gdyby go sobie darowano jest szansa, nikła bo nikła, ale jednak jest, że część widzów dałaby się nabrać, a tak pozostaje tylko patrzeć i czekać aż maryjny ołtarzyk pierdolnie.
Fabuła filmu w rzeczywistości stanowi bardzo prostolinijną historię o tym jak nadnaturalne wydarzenia noszące znamiona cudów mogą mieszać ludziom w głowach. Bardzo podobał mi się fragment, w którym jeden ze statystów- mieszkaniec Banfield w panice pakuje rodzinę i ucieka z tego cudownego miejsca, do którego zaczynają ściągać wierni. Padają wtedy słowa, że miejsce Boga jest tam na górze, kiedy zaczyna pojawiać się na ziemi zwykle są z tego kłopoty. Facet ma oczywiście rację:)
Tymczasem całe miasto z Garrym na czele szykuje się do przekształcenia małego rolniczego miasteczka w sanktuarium maryjne gdzie niegdyś głuchoniema osiemnastolatka będzie dokonywać cudów uzdrowień. Alice słyszy głos Maryi Panny, a kramik z cudami działa prężnie. Tylko hierarchowie kościoła są jacyś dziwnie sceptyczni. I bynajmniej nie chodzi im o to, że tacy boży wybrańcy jak Alice zwykle źle kończą – tu pojawia się przekrój niewesołych biografii stygmatyków i innych którzy doświadczyli intensywnego obcowania ze świętością. Księża coś wiedzą.
W końcu wszytko wychodzi na jaw rzec można oficjalnie. I tu Moi Drodzy mamy to czego w żadnym szanującym się horrorze zabraknąć nie może. Efekty, dużo efektów, bardzo specjalnych efektów specjalnych. Może plastiku jak na plaży w Afryce. I o ile w początkowej partii filmu miałam do czynienia z dużo ilością banału, w którym można było odnaleźć coś na czym da się zawiesić oko to teraz chciałam tylko schować się w szafie.
Ale aktorstwo było niezłe. Szczególnie odtwórca roli dziennikarza. Alice też wypada nie najgorzej. Ale proszę Was, tą historię naprawdę można było nakręcić lepiej.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 6
Klimat:6
Napięcie:5
Zabawa: 6
Zaskoczenie:3
Walory techniczne: 5
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś: 6
50/100
W skali brutalności: 1/10
Otfi napisał
Chociaz historia byla przewidywalna juz od pierwszej minuty to film ogladalo sie przyjemnie.