Eksperyment – Grzegorz Kopiec
Dwóch przyjaciół z Lublińca – dwóch fanów grozy, Franciszek Zięcina i Adam Kobylarski oraz dziewczyna tego pierwszego, Asia Jagielska, wyruszają do Krakowa na konwent literacki. Marzą o spotkaniu z ulubionymi autorami i zdobyciu ich autografów. Przepadają bez wieści, a sprawę ich zaginięcia przyjmuje młody, prywatny detektyw Michał Majer. Mężczyzna łączy siły z francuską policjantką Christine Benoit, która prowadzi śledztw w łudząco podobnej sprawie, bowiem w Paryżu po spotkaniu autorskim z pisarzem horrorów, Johnem Winchesterem znika jej siostrzeniec.
Grzegorz Kopiec jest jednym z najnowszych 'nabytków’ wydawnictwa Vesper. O ile ciężko nazwać go debiutantem, bo ma na swoim koncie kilka publikacji w pomniejszych antologiach grozy, a nawet powieść, to dopiero wstąpienie w szeregi autorów najpopularniejszego, grozowego wydawnictwa w Polsce sprawiło, że oczy wszystkich fanów horroru zwróciły się na jego osobę. Mojej uwadze również nie uszedł.
„Eksperyment”, od początku promowany jako gatunkowy miszmasz, historię nieprzewidywalną, nie budził we mnie żadnych konkretnych oczekiwań. Zresztą od tych staram się być zawsze jak najdalsza, w pełni oddając głos autorowi i dając się prowadzić zgodnie z jego twórczym zamysłem – jaki by on nie był. Do „Eksperymentu” podeszłam więc eksperymentalnie i nie jestem zachwycona jego wynikiem.
Powieść można podzielić na dwie części, połączone ze sobą, ale bynajmniej nie spięte klamrą,którą uznałabym za zadowalającą.
Pierwsza, która dość mocno mnie wymęczyła, to obszernie opisany obraz śledztwa prowadzonego przez nijakiego detektywa Majera, o którym niewiele jestem wstanie powiedzieć, bo i autor nie był zbyt wylewny względem jego charakterystyki. To samo mogłabym stwierdzić ad. reszty protagonistów, w których przekrojach odnotowałam dwa przypadki nowotworów, dość powierzchowne podejście do relacji damsko męskich oraz tendencje do parafrazowania tych samych wypowiedzi. A nader wszystko są oni fanami horrorów i ta ich 'właściwość’ uwypuklona jest nieznośnie dobitnie.
O ile nasi zaginieni, czyli Franek, Adam i Asia są raczej mało wyraziści to wyrazistości nie można odmówić Magdalenie Wąsat, krakowskiej dziennikarce telewizji Wawel. Magdalena bowiem jest klasycznym przypadkiem braku konsekwencji w portretowaniu literackiego bohatera. Kompletnie nie kupiłam jej przejaskrawionej postaci. Była uczestniczka reality show, uzależniona od socjal mediów, płytka karierowiczka, która z dnia na dzień, przeobraża się w najgorliwszą fankę grozowego festiwalu, bo przeczytałam kilka grozowych tytułów? Co więcej jest gotowa zrobić komuś krzywdę by w tym festiwalu uczestniczyć, nie mówiąc już o rezygnacji z udziału w dużo większym dziennikarskim przedsięwzięciu? Ta sama dziewczyna w ciągu miesiąca zaczyna deklamować oratoria o dziennikarskiej pasji, która jest przecież najważniejsza – chwilę wcześniej mówiąca o tym, że nic ją tak nie dołuje jak brak lajków pod postem na fb? Czy tylko mnie wydaje się, że została ona zlepiona z kilku niepasujących do siebie części jak potwór Frankensteina?
Z ust wszystkich bohaterów, a nawet narratora nieustannie wydobywa się fanowska podjarka. Przez to „Eksperyment” odebrałam jako maskotkę grozowego środowiska, a nie równorzędnie w nim funkcjonującą powieść. Cały szereg nazwisk autorów, tych fikcyjnych i tych prawdziwych, niekończące się, całe połacie tekstu, poświęcone temu jak X, czy Y cieszy się na spotkanie z autorem Z. Dorosła kobieta, ta sama, która swoje poczucie wartości uzależnia od ilości polubień postów stwierdza, że na przeddzień grozowego konwentu jest najszczęśliwsza w całym swoim dotychczasowym życiu. Tyle lukru nie jestem wstanie przyswoić.
Nawet w opisach scen z goła brutalnych pojawiają się małe laury składane na czyjeś skronie np. „Wyglądał jak bohater „American Psycho” – okej, fajnie – ale autor musiał dodać: „W którego po mistrzowsku wcielił się Christian Bale”. Serio? To opis postaci, czy recenzja filmu? Takich niepotrzebnych, budzących we mnie zażenowanie tekstów (najczęściej przymiotników) są jak wspomniałam, całe połacie. Gdyby je wywalić i nadać tej grozowej pasji trochę umiarkowania i subtelności książka zdecydowanie by na tym zyskała. W niektórych momentach fanowska podjarka osiąga poziom sufitowy. Tu SPOILER:. Gość jest właśnie torturowany przez jednego z ulubionych pisarzy, który raczy go dodatkowo opowieścią o złowrogim eksperymencie. A jego przemyślenie ad. tej sytuacji to to, że bardzo sobie ceni powieści tego autora. Padłam. Nie wiem jak zareagowałabym na sytuację w której np. Grabiński miałby zamiar urwać mi głowę, ukrzyżować, albo zostawić na torach przed nadjeżdżającym pociągiem – w końcu lubił pociągi 😉 ale RACZEJ w owej chwili nie oddawałabym się refleksjom na temat jego literackiej twórczości. KONIEC SPOILERA.
Ale zostawmy już tych bohaterów, choć muszę przyznać, że ciężko było mi śledzić losy osób, których potencjał realności był mocno pod kreską.
Jak wspomniałam, pierwsza partia powieści to śledztwo Michała Majera – jego nazwisko to zresztą kolejny ukłon tym razem w stronę bohatera slashera „Halloween” – ale druga cześć książki następująca mniej więcej w trzech czwartych całości, to już porzucenie schematu kryminału na rzecz horroru. Horroru, którego małą- bardzo udaną i zachęcającą – próbkę otrzymujemy w prologu. Ten prolog to zresztą najlepsza część powieści. Mocne wejście, kop w drzwi i wejście razem z nimi. Tu według niektórych mamy do czynienia ze spaltterpunkiem, moim zdaniem raczej czystą ekstremą, gore jeśli nie pulpą. Dużo tortur, które mogliśmy widzieć w takich filmach jak „Hostel”.
Co i rusz pochlamy się nad innym nieszczęśnikiem marzącym o ucieczce z miejsca, z którego uciec nie można. Trup ściele się gęsto i fan horroru może w końcu poczuć smak krwi. Niestety narracja jaka został zastosowana w tych dynamicznych fragmentach we mnie budziła więcej zagubienia niż zainteresowania. Zbyt to był chaotyczne. Miałam wrażenie, że słucham znanej melodii granej na roztrojonym instrumencie. Coś z tego wyłapałam, ale nie mogę powiedzieć, że występ był satysfakcjonujący. Nie poczułam napięcia wynikającego z opisanych sytuacji i nie jest to wynik ich samych i braku pomysłu autora na nie, bo ten ewidentnie był, ale zupełnie inną sprawą jest sposób w jaki zostały opisane. Jeśli w scenie, w której bohaterzy są w trakcie ucieczki, walki o życie, gdy bohater „dochodzi o konkluzji” to całe napięcie i temperatura znika. W dynamicznych fragmentach zastosowanie znajdują zwroty ten dynamizm podkreślające i wierzcie mi lub nie, ale 'dochodzenie o konkluzji’ bardziej pasuje do tekstu traktatu naukowego, którego narrator długo rozważa jakieś zagadnienie przed drzemiącą publicznością niż do fragmentu powieści, w której czyjeś życie zależy od szybkiej decyzji. Czepiam się? Może się czepiam, ale słowa mają siłę.
Tu też naszym oczom ukazuje się wyjaśnienie całego zamieszania. Dość pomysłowy polot twist, który miałby szansę zaintrygować – moją uwagę zatrzymał – gdyby nie następujący wkrótce po nim kolejny zwrot. Temu drugiemu, nie można odmówić pierwiastka niesamowitości, ale nie tej spod znaku weird fiction tylko raczej karkołomnego, cyrkowego popisu. Pojechany temat, trudny do przewidzenia, czym wielu czytelników z pewnością kupił. Mnie nie, bo wolę być jednak mniej zaskoczona, niż gdy owe zaskoczenie ma być okupione dość absurdalnym zamysłem. Po prostu nie siadł mi ten pomysł i nic na to nie poradzę. Zbyt dobrze mam w pamięci pewne listy i eseje by dać się ponieść tej fantazji.
Nie wiem, czy chce mi się zanudzać Was moimi uwagami ad. pewnych fabularnych potknięć, ale nie wypada być gołosłownym. Dam więc jeden przykład. Nie obejdzie się bez SPOILERÓW więc jeśli jeszcze nie czytaliście „Eksperymentu” to pomińcie ten fragment. SPOILER: Dotyczy on nagrania Magdy Wąsat, naszej dziennikarki. Majer odtwarza nagranie na, którym padają słowa, że w owym miejscu, w którym znajduje się Magdalena ktoś robi krzywdę ludziom i zmusza ich do robienia krzywdy. „Tu krzywdzą ludzi, każą nam ich krzywdzić” Jasne prawda? Więc gdybyście na miejscu bohatera usłyszeli takie słowa i zobaczyli kolejne nagranie, na którym jedna z zaginionych osób krzywdzi kogoś innego to A) uznalibyście, że jest ona głównym oprawcą i odpowiada za całe przedsięwzięcie i upierali się przy tym? B) Wzięli pod uwagę drugą część wypowiedzi Magdy i pomyśleli, że ktoś zmusił nieboraka do zrobienia komuś krzywy, prawdopodobnie pod groźbą pozbawienia życia. Majer oczywiście wybrał opcję A, mając gdzieś jasno nasuwające się wnioski,przez co jego kreacja bystrego detektywa upadła z hukiem. Mało realny wydał mi się resztą już sam pomysł, że Majer jako detektyw wolny strzelec ma dostęp do policyjnych akt i prowadzi swoje śledztwo pod ramie z komendantem. Wystarczy wysłuchać paru kryminalnych podcastów żeby widzieć jak mundurowi zapatrują się na takie współprace. Bardziej prawdopodobne jest, że komendant oskarżył by Majera o mataczenie w śledztwie niż wspierał w taki sposób. KONIEC SPOILERA
Wiem, że „Eksperyment” zyskał wielu zwolenników, ale choć chciałabym nie mogę stać się jednym z nich. Może gdyby to była pierwsza próbka literacka autora byłabym bardziej skłonna do ustępstw w ocenie. Dla mnie ta powieść bardziej przypominała fan fiction jakie można przeczytać w sieci niż pełnowymiarową, kompletną i dopracowaną powieść. Czy jestem rozczarowana? Nie, bo nie miałam względem niej konkretnych oczekiwań.
Moja ocena: 4/10
Dziękuję Wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz