The Conjuring: The Devil Made Me Do It/
Obecność 3: Na rozkaz diabła (2021)
Wczesne lata ’80, Brookfield, Connecticut. Ed i Lorriane Warren przybywają z pomocą rodzinie ośmioletniego chłopca, Davida Glatzela, który został opętany przez demona. Niestety w czasie rytuału gdy małe ciałko dziecka wije się w nienaturalnych pozach demon 'zmienia miejsce zamieszkania’. Dostrzega to tylko Lorriane, ale jest pewna, że oto demoniczna siła przystała na układ zaproponowany przez dzielnego młodzieńca, chłopaka siostry małego Davida i teraz zamieszkuje właśnie w nim. Na efekty opętania u Arny’ego nie trzeba długo czekać. Wkrótce chłopak trafia za kratki oskarżony o morderstwo, a Warrenowie spieszą z dowodami jego niewinności by przekonać ławę przysięgłych, że młodzieniec dokonał zbrodni na rozkaz diabła.
Na nową odsłonę serii „Obecność” strapieni widzowie musieli długo czekać. Nie trapiłam się wraz z nimi, bo raz, że nigdy nie byłam wielką fanką serii, dwa, że nie dawałam wiary w powodzenie misji przejęcia reżyserskiego fotela przez twórcę „Topieliska” – ależ to była nędza.
Podobno twórca właściwy, wielki James Wan, czuwał nad produkcją nie mniej jednak doskonale wiedziałam, że „Obecność 3” ma za zadanie jedynie nakarmić zgłodniałych kinowych wrażeń niedzielnych oglądaczy horrorów, a nie utrzymać jakikolwiek poziom. Uzbrojona w oręże cynizmu przystąpiłam do seansu bez jakikolwiek oczekiwań. Chciałam jedynie dotrwać do końca i móc napisać o nim dwa słowa.
I mogłabym napisać więcej niż dwa, bo „Obecność 3” ma przebogatą ofertę. Niczym w tajlandzkim burdelu nie brakuje tu niczego, czego perwersyjna dusza może zapragnąć, a jednocześnie wszystko co tu zobaczymy mieści się w ramach klasycznej usługi bez pretensji do klasę wyższych inwestycji, w których przypadkowy widz mógłby się nie odnaleźć.
Zaczynamy mocnym jebnięciem od scen egzorcyzmu,w których mały chłopiec wprawiony w roli opętanego, bo dla aktora jest to już chyba druga lub trzecia taka rola, dokonuje nieludzkich akrobacji wcale nie będących wynikiem efektów komputerowych. No, dobra, zamieniono mu twarz ukrywając przed widzem fakt, że wystarczy być dobrze wygimnastykowaną statystką, żeby takie rzeczy wyczyniać;)
Ale zanim wejdziemy do piwnicy domu Glatzelów przystańmy na moment przed posesją i odczytajmy list miłosny pióra Michaela Chavesa (czyli reżysera „Obecności 3”) kierowany do Wiliama Friedkina (twórcy „Egzorcysty”). Zobaczymy tu ujęcie łudząco podobne do słynnego kadru z „Egzorcysty”. Na tym jednak nawiązania do klasyki się kończą, choć Chaves coś tam nieśmiało przebąkiwał o rozlicznych nawiązaniach do „Zemsty po latach”. Zostawmy te szumne deklaracje, bo „Obecność 3” to horror na wskroś współczesny i typowo mainstreamowy. Owszem podobnie jak w poprzednich dwóch częściach fajnie udało się odtworzyć klimat lat – w tym przypadku ’80 – ale środki wyrazu jakimi operuje filmowa narracja przypomina bardziej chałturę odwalaną przed świętami w galerii handlowej (głośno i barwnie) niż niszowy występ tajemniczej grupy undergroundowej.
Najbardziej rozwalił mnie na łopatki do bólu poprawny wątek antagonisty. Tak, demon nie pojawia się tu bez powodu, Moi Drodzy. Zagrywka była tak banalna, że banalnością przerasta ją tylko sama droga do jej ukazania. Wizje, Lorianne ma w tym 'odcinku’ wyjątkowo dużo, wyjątkowo intensywnych wizji.
Nie wierzcie więc trailerom, które obiecują nam formułę dramatu sądowego, jak to było w przypadku „Egzorcyzmów Emilly Rose”. Ten film tak naprawdę nie ma jednej formuły, bo musi pomieścić wszystko. Wszystko i jeszcze więcej. Ilość jump scarów nie pozwoliła na zmieszczenie na filmowej taśmie chwil postoju na zbudowanie napięcia, przygotowanie gruntu pod demona, czy co tam akurat jest w menu. Akcja pędzi na łeb na szyję i w przeciwieństwie do poprzednich części nie poznamy nawet dobrze głównej familii dramatu.
Nikt nie jest wstanie zatrzymać tej rozpędzonej karuzeli strachu. Możecie jedynie wyskoczyć gdzieś po drodze, ale nie radzę. W końcu to jeden z długo wyczekiwanych horrorów, który mogliście obejrzeć na dużym ekranie;)
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:6
Klimat: 6
Napięcie:5
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne: 8
Aktorstwo: 7
Oryginalność: 4
To coś:5
53/100
W skali brutalności:1/10
Boże (choć nie lubię wzywać imienia…), jak ja się z Tobą utożsamiam. Tzn. … z Twoimi opiniami/recenzjami. Dwie pierwsze części bardzo lubiłam i – mimo, iż strapiona czekaniem się nie czułam – cz. III to taka lipa, że aż mi szkoda filmowych Warrennów. Dobrze, że nie byłam w kinie.
Taaa, James Wan czekał chyba tylko, by zebrać laury za ten film. Zapewne ziewaaaaał (jak lew) otwartą paszczą.
Myślałam, że tylko mi zdarzyło się tu dostrzec „Zemstę po latach” („The Changeling”, bo chyba o tym filmie mowa…?), ale widzę, że nie tylko ja miałam takie skojarzenie.
Pozdrawiam Kogoś, kto świetnie potrafi zrecenzować każdy film oraz książkę. Ilsa – wielki szacuneczek dla Ciebie.
dziękuję:) Bardzo mi miło.
Ilekroć czytam Twój komentarz, zastanawiam się, czy to ja lunatykowałam lub wypiłam parę drinów za dużo, czy Ktoś myśli podobnie. Jeszcze „baba”, to już w ogóle. 😉
Pozdrawiam Cię, droga Babo, której kibicuję od… no… dłuuuuższego czasu.