Eye Without A Face/ Oko bez twarzy (2021)
Henry jest samotnikiem i zdolnym hakerem co sprawia, że całe dnie spędza w domu przed ekranem komputera. Nie jest jednak sam, bo towarzyszą mu cztery urodziwe niewiasty z sąsiedztwa. Henry jest z nimi bardzo związany i jak deklaruje wie o nich wszystko. Dzięki swoim umiejętnościom zdołał zhakować kamerki internetowe kilku mieszkanek Los Angeles, które znalazły się pod dwudziestoczterogodzinnym monitoringiem. Przypadek sprawia, że o małym sekrecie Henry’ego dowiaduje się jego współlokator Lucas i to właśnie do spółki z nim mężczyzna odkrywa, że jedna z obserwowanych kobiet dopuszcza się czegoś nielegalnego – i wcale nie chodzi od tą od erotycznych pokazów sieciowych.
Powiedzielibyście, a cóż to za intrygujący tytuł? Czyżby próba remake klasycznego horroru „Oczy bez twarzy”? Nie, no, może byście nie powiedzieli, ale ja dałam się ponieść takiemu złudzeniu. Bo oczywiście nie czytam filmowych opisów, bo po co, są tam brzydkie spoilery, lub bzdury.
„Oko bez twarzy” nie ma nic wspólnego z francuskim „Oczy bez twarzy”, zupełnie inna historia, zupełnie inny kaliber, przypadek i zrządzenie losu, że tytuły brzmią podobnie. Film Ramiego Niami to bardzo współczesna historia vojeryzmu, może ukłon w stronę „Okna na podwórze„? W każdym bądź razie akcja filmu ogniskuje się wokół zagadnienia podglądactwa. Podglądactwa, które uprawiają wszyscy, jednak nie na taką skalę jak nasz bohater. Wszak istnieje różnica między kliknięciem 'obserwuj’ przy czyimś ogólnodostępnym profilu, a hakowaniem czyjegoś sprzętu i wbijanie z kamerą na chatę. Henry wybiera tą drugą drogę. Jako samotny introwertyk z dużymi problemami psychicznymi w ten sposób rekompensuje sobie brak bliskości i kontaktu z drugim człowiekiem, szczególnie z człowiekiem płci pięknej. Sam narzuca sobie pewne granice, których nie chce przekraczać w sowim podglądactwie i ogólnie można go nazwać niegroźnym, wszystko się zmienia gdy w swoim małym reality show dopatruje się… A, nie powiem Wam czego:)
W tym filmie nie będzie wielu niespodzianek toteż nie chcę Wam odbierać tego minimum. Znawcy fabularnych klisz szybko rozgryzą główną filmową zagadkę i pewnie będą narzekać, że nie zostali zaskoczeni. Cóż, bywa i tak. Kiedy ostatnio byliście naprawdę zaskoczeni jakimś fabularnym rozwiązaniem? Mnie bardzo trudno sobie przypomnieć, toteż i w przypadku „Oka bez twarzy” nie nastawiałam się na przełom. I Wam radzę to samo jeśli macie w planach seans. Oceniając ogólnie, źle nie jest, opowieść minimalistyczna, prosta w obsłudze, bez większych wtop czy braków.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 6
Klimat: 5
Napięcie: 5
Zabawa:5
Zaskoczenie: 4
Walory techniczne: 7
Aktorstwo:6
Oryginalność: 5
To coś:6
50/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz