Farm/Farma (2018)
Nora i Alec postanawiają odpocząć w przydrożnym pensjonacie. Niezbyt miłe przyjęcie przez wiejskich tubylcu nie odstrasza ich, co okaże się poważnym błędem. Wprost z wynajętego pokoju trafią bowiem na farmę, farmę gdzie trzodą i bydłem są ludzie.
Debit reżyserski Szweda Hans Stjernswärd oferuje widzom kino kanibalistyczne. I wcale nie musimy udawać się w rejony Konga by móc obcować z tym co takie kino zwykło prezentować. Chociaż może Was w tym momencie niechcący wprowadzam w błąd, bo pewnie spodziewacie się teraz ujrzeć sceny, w których ktoś pałaszuje surowe ludzkie mięso. No, nie, to nie tak. Sceny będą, ale inne.
Nie wiem, jak w przypadku innych odbiorców, ale ja odczytałam ten film jako swego rodzaju metaforę dla działania przemysłu mięsnego. Bo oto mamy farmę, na której samice są inseminowane by wydać na świat potomstwo. Potomstwo to jest ważone i zabijane, krótko po urodzeniu, bo młode, delikatne mięso jest w cenie. Mleko matek jest od nich na bieżąco pobierane i też idzie na sprzedaż. Męskie okazy szybciej trafiają pod nóż, bo cóż nimi robić, poza pobraniem nasienia.
I teraz zamiast bydła wyobraźcie sobie ludzi. Ludzi w kojcach, klatkach, na słomie, nagich, obdartych z człowieczeństwa, podtrzymywanych przy życiu tyle o ile i na tyle na ile się to opłaca. Dobrze zorganizowany system popytu i podaży, sposoby pozyskiwania nowych towarów etc. Czy gdyby w tej scenerii postawić jakiś mniej uprzywilejowanych przedstawicieli innych gatunków to byłby tu horror czy po prostu taki przemysł? Ano właśnie, tu jest haczyk. Nora i Alec zajadający soczyste burgery – średnio krwisty,poproszę, mówi Nora – za chwilę sami staną się burgerami.
Film jest dosadny, brudny, brutalny. Wszystko w tym filmie jest takie, niemal prześwietlone kadry prezentujące zwykle połacie uschniętych traw, obskurne budynki gospodarcze i wykręcone gęby antagonistów. Ofiary modlące się o szybką śmierć, odosobnienie i przyzwolenie całej lokalnej społeczności, żeby nie rzec ścisła współpraca. Wszystko przyblakłe a jednak tym co z pewnością zobaczycie wyraźnie to bezpardonowe okrucieństwo. I nie chodzi mi o sceny przepełnione efektami gore, bo jakby to przeanalizować i wyliczyć, to obraz nimi nie emanuje. Chodzi raczej o całość, o kontekst, o klimat. Zdecydowanie nie jest to film dla wrażliwców, takowym raczej odradzam chyba że macie rys masochistyczny;)
Moja ocena:
Straszność: 4
Fabuła: 6
Klimat:7
Napięcie: 6
Zabawa: 4
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:6
Aktorstwo:7
Oryginalność:7
To coś:6
58/100
W skali brutalności: 3/10
Dodaj komentarz