The Dark and The Wicked/ Szept i mrok (2020)
Rodzeństwo Louise i Michael zobligowani przez chorobę ojca zostawiają swoje sprawy i przybywają do rodzinnej farmy w Teksasie gdzie oboje dorastali. Na miejscu zastają ojca spoczywającego na łożu śmierci i matkę pogrążoną w obłędzie. Co więcej kobieta przyjmuje ich bardzo niechętnie twierdząc że nie potrzebnie się fatygowali. Ciężka atmosfera panująca w domu coraz silniej oddziałuje na czteroosobową rodzinę, a zjawiska do jakich tam dochodzi mogą nosić znamiona paranormalnych.
No i mamy, u schyłku 2020 poważnego kandydata na tytuł najlepszej tegorocznej produkcji. Oczywiście jest to moja prywatna opinia, podyktowana po części głodem nowych dobrych filmów, ewidentnie nie zaspokajanym w ostatnim czasie.
„The Dark and the Wicked” to reprezentant tak zwanej nowej fali horrorów, filmów raczej nastrojowych niż przebojowych. Obraz nakręcono na farmie należącej do twórcy, reżysera i scenarzysty w jednej osobie.
Miejsce akcji od pierwszych chwil sprawia bardzo przygnębiające wrażenie i to uczucie przygnębienia, beznadziei i sączącego się z każdego kąta smutku będzie nam towarzyszyć przez cały seans. Chyba właśnie ten klimat odnotowuję jako największą zaletę filmu. Filmowe wydarzenia przedstawione są w sposób sugestywny, pojawiają się mocniejsze akcenty, które dobitniej przypominają nam że mamy tu do czynienia z grozą.
Odnotowałam tu całkiem pokaźną ilość konkretnych scen, którym udało się zrobić na mnie wrażenie. Wizja lewitacji za oknem, czy krojenie palców z tych bardziej oczywistych i tego typu zabiegów mamy najwięcej, ale mnie osobiście najbardziej ruszyły owce. Najpierw ta jedna bieda, a później rozwinięcie tej sceny w dalszych ujęciach. Bardzo istotnym elementem składowym tej konkretnej horrorowej zupy jest pewnego rodzaju poczucie osaczenia przez zło.
Wynika ono po pierwsze z tego w jaki sposób twórca przedstawia filmowe wydarzenia, ale też dzięki temu w jaki sposób pogrywają one na emocjach bohaterów. Ich żywe reakcje są tym co buduje tą historię. Wspominam o tym dlatego ze nader często odnoszę wrażenie, że protagoniści są jakby obok wydarzeń. W ich domu dzieje się coś i to coś rządzi fabułą, nie ma tam zbytniej przestrzeni na żywego człowieka, na jego emocje i jakąś relację z widzem. Sposób w jaki bezimienne zło osacza bohaterów staje się przyczółkiem wszelkich niepokoi, atmosfery paranoicznego poczucia zagrożenia i niemożności wydostania się z tej sytuacji. Dość dobre aktorstwo i techniczna sprawność produkcji przyczyniają się do zadowalającego odbioru całości. Polecam.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła: 8
Klimat:9
Napięcie:8
Zaskoczenie:6
Zabawa:8
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś: 7
70/100
W skali brutalności: 2/10
Ola Solarska napisał
Właśnie oglądam, film świetny, prawda, że ostatnio nic ciekawego nie było a tu taki film. Dziękuję za tą recenzje uratowałaś mi nudny jak dupa wieczór ???
Marta napisał
W skali brutalności powinien mieć 5!!!