Upiorne święta – Jakub Bielawski, Robert Cichowlas, Jakub Ćwiek, Tomasz Hildebrand, Hanna Greń, Graham Masterton, Adam Przechrzta, Artur Urbanowicz, Przemysław Wilczyński, Marek Zychla
Tradycja świątecznych opowieści jest głęboko zakorzeniona w naszej kulturze. Charles Dickens słynął z faktu, że na każde święta Bożego Narodzenia publikował opowiadanie w świątecznym klimacie. Jest to przykład najbardziej znany, ale zdecydowanie nie odosobniony. Nawet coroczna polsatowska emisja „Kevina…” stanowi przykład pokłosia świątecznych narracji. W ubiegłym roku miałam okazje czytać zbiór klasycznych opowieści grozy „Wigilia pełna duchów„, w tym roku dość wcześnie, bo już we wrześniu premierę miał zbiór złożony ze współczesnych opowiadań „Upiorne święta” i dziś napiszę parę słów na jego temat.
Zacznę od tego, że spływające zewsząd recenzje nie nastroiły mnie pozytywnie do lektury. Czytelnicy wskazywali, że spośród dziesięciu opowiadań maksymalnie trzy nadawały się do czegokolwiek. Ja natomiast przeczytawszy cały zbiór, bo nie ręczę, że nie znaleźli się tacy, którzy zniechęcili się po drodze, jestem w stanie w mniejszym lub większy stopniu pochwalić 80% z nich.
Jeśli chodzi o opowiadania, które kompletnie nie przypadły mi go gustu to na czele peletonu staje opowiadanie Adama Przychrzty „Kontrakt”, dziwnie bełkotliwy niekończący się dialog toczony między anonimowymi dla czytelnika osobami dramatu dotyczący motywu tak dalekiego od świątecznego wątku jak to tylko możliwe. Moja ocena: 2/10
Marne wrażenie zrobiło też dla mnie naiwnie kryminalno/sensacyjne? opowiadanie Hanny Greń „Pechowe święta”. Moja ocena: 3/10 Obydwa trafiły na początek zbioru stąd być może tak surowe oceny całości wśród czytelników.
Zbiór otwiera opowiadanie nieznanego mi autora Tomasza Hildebranda „Opowieść wigilijna”. Sam pomysł przypadł mi do gustu, nawiązanie do kary za złe uczynki popełnione w święta to ukłon w stronę Dickensa, ale duża ilość językowych nieporęczności i rozchwiany styl sprawiły, że był to ukłon dość nieporadny i tylko średnio zadowalający. Moja ocena: 5/10
„87 centymetrów” dzieło dobrze znanego Artura Urbanowicza to już wyjście powyżej średniej. Już sam początek historii to wejście w klimat i temat świąt oczywiście od stosownie upiorniejszej strony. Miałam parę uwag ad. fabuły:chmara licealistów puszczona samopas w wigilię, rodzice zgadzający się na to by pociechy spędzały ten wyjątkowy wieczór z dala od rodziny. Nie wspominając już o świadomości czającego się zagrożenia. Hymmm. Iście slasherowa rzeczywistość;) Nie mniej jednak owe założenia są do przełknięcia i w sumie warto je przełknąć, bo w nagrodę dostaniemy solidną w grozę i dopracowaną opowieść. Moja ocena: 6+/10
Graham Masterton w „Czerwonym Rzeźniku z Wrocławia” przedstawia niewymagającą, ale sprawnie poprowadzoną opowieść nawiązującą do urban legend. Historia jest krótka i zwieńczona mocnym finałem, który miał szansę zaskoczyć. Moja ocena: 7/10
„Rezerwat”, opowiadanie Marka Zychli to chyba mój faworyt i z pewnością byłby nim bezsprzecznie, gdyby nie obecność w zbiorze Kuby Bielawskiego. Wiadomo jak to u mnie jest, tam gdzie Bielawski tam nikt inny nie ma szans;)
„Rezerwat” ociera się o bizzaro w stylu Dawida Kaina, a styl ten wyjątkowo sobie ostatnio ulubowałam. Futurystyczna opowieść o świętach w cieniu antyutopijnej rzeczywistości. Świetnie napisana rzecz oparta na wyjątkowym pomyśle. Pierwszy raz mam styczność z autorem i deklaruję, że będę mieć go na oku. Moja ocena: 10/10
„Prezent od Gwiazdora” Roberta Cichowlasa to opowiadanie w stylu… Cichowlasa:) Mainstream i brak ryzykownych odstąpień od prawideł gatunku grozy w wersji bardzo saute. Wyczuć tu można trochę Kinga, trochę Mastertona. Klasyczna formuła z taką ilością psychologii by nikomu nie odbiło się to czkawką. Bardzo sprawne, angażujące i zwieńczone małą przewrotnością.Duży plus za Bukowskiego. Moja ocena: 7+/10
Jakub Ćwiek i „Już nie jesteś smutkiem” to kolejny skok w poziomie zbioru. To moje drugie spotkanie z autorem i zaczynam wierzyć, że facet jest bezdomny. Albo był bezdomny;) Czytałam w niemałym zachwycie jego „Ciemność płonie” i tam też występuje wątek bezdomności. Ten głupi żart ma zamaskować może poczucie wstydu, że miałam tak mało do czynienia z twórczością Ćwieka. W każdym razie jego opowiadanie stawiam na podium, bo szalenie spodobała mi się jego przewrotna interpretacja wigilijnego cudu. Moja ocena: 9/10
„Dom na końcu ulicy” zupełnie nieznanego mi Przemysława Wilczyńskiego to dobry przykład umiejętności wykorzystania banalnego motywu, w tym przypadku Wilkołaka w niebanalny sposób. Autor nie odkrył może przy tym Ameryki, ale zwrócił uwagę na mniej oczywisty aspekt sytuacji i wykorzystał go do pchnięcia swojej historii na inne tory. Bez nachalnej pseudopsychologi i bezwiednie wplótł w fantastyczny motyw wilkołaka zupełnie przyziemny i prostolinijny problem zachwianej męskości. Wigilia była naprawdę upiorna. Moja ocena: 8/10
Najlepsze na koniec. Ostatnie z opowiadań „Krótka historia na pożegnanie” Kuby Bielawskiego mimo, że najmniej wigilijne – mniej wigilijne był chyba tylko „Kontrakt” – podobało mi się najbardziej. Kiedyś usłyszałam, że pisarze czy inni wierszokleci mają w sobie coś z czarodziei, bo rzucają uroki przy pomocy słów. Odkąd Jakubowa „Ćma„ usiadła mi na głowie błędnym wzrokiem wypatruje gdzie by tu znaleźć jakieś zrzeszenie psychofanek Bielawskiego. W opowiadaniu czuć oddech „Dunkela„ i powojennej rzeczywistości, ale nie w historycznym wymiarze. Świeżo wyciśnięty sok smutku. Moja ocena: 10/10
Na koniec powiedzieć mogę tylko tyle, że sięganie po zbiory opowiadań różnych autorów, także ten o którym dziś była mowa to ryzykowna przygoda. Nie wiadomo co się trafi i czy przebrnięcie przez mniej atrakcyjne treści zostanie nagrodzone spotkaniem z dobrą literaturą. W przypadku „Upiornych opowieści” okazało się, że było warto.
Całość: 7/10
Dziękuję wydawnictwu Akurat
Dodaj komentarz