Alicja – Christina Henry
Alicja miała szesnaście lat, gdy wraz z przyjaciółką Dor wybrała się do owianego najgorszą sławą Starego Miasta. Tam wpadła w ręce jednego z bezwzględnych bossów, co przepłaciła zdrowiem. Od dziesięciu lat tkwi więc w zakładzie psychiatrycznym i tylko rozmowy z mężczyzną zwanym Topornikiem prowadzone przez dziurę w ścianie podtrzymują ją przy życiu. W noc pożaru szpitala dwójka dziwnych przyjaciół ucieka z niego i rozpoczyna tułaczkę po najgorszych zaułkach Starego Miasta. Ich celem jest odnalezienie trzeciego z uciekinierów, potwornej istoty zwanej Dżarbełakiem.
„Alicja w krainie czarów” baśniowa powieść stworzona dwa wieki temu przez Lewisa Carrolla nieodmiennie zadziwia i inspiruje kolejne pokolenia twórców. Jestem fanką wszystkiego co z nią związane od filmów, przez gry, po wszelkie literackie wariacje stworzone na jej kanwie. Lubię grzebać w tej historii. Jeśli macie podobnie bardzo polecam Wam lekturę „Alicji w krainie rzeczywistości”. To opowieść o Alice Liddell, która była inspiracją do głównej bohaterki „Alicji w krainie czarów” i relacji autora z nią. Cóż, relacji nacechowanej pedofilnie.
A co z „Alicją” Christiny Henry?
Jest to powieść, która nie jest horrorem literackim w pełnym znaczeniu tego słowa i to powinniśmy sobie wyjaśnić na wstępie. Każdy kto miał jakakolwiek styczność z twórczością bardzo płodnej autorki wie, że tego gatunki nie należy się po niej spodziewać. „Alicja” to bardziej dark fantasy, ale i do tego terminu nie przywiązujcie się szczególnie, bo za chwilę mogę Wam powiedzieć, że powieść zalatuje przygodówką w stylu paranormal i wcale Was nie okłamię. Jeśli powiem, że to powieść skierowana do młodzieży też trudno będzie się z tym nie zgodzić.
Przypadek „Alicji” jest dość złożony, bo wszystko co w powieści może się podobać jednej grupie czytelników, drugą skutecznie odstraszy. To książka na wskroś współczesna, nie ma tu mowy o językowej łamigłówce, którą autor podrzuca czytelnikowi do rozgryzienia. Styl i język są bardzo proste, jak poprawnie napisane wypracowanie. Fabuła pędzi na łeb na szyję, nie mamy czasu na analizę zachowania bohaterów, wgryzienie się w problematykę, bo już za rogiem czeka nowa przygoda, nowe niebezpieczeństwa. Książkę czyta się biegiem bez wytchnienia i bez znudzenia. Sami oceńcie, czy to plus czy minus.
Nieśmiertelne motywy zawarte w powieści Carrolla zyskują tu nową oprawę. Celebrowała każdy smaczek i każde nawiązanie. Jest ich sporo, ale spodziewajcie się, że zetkniecie się tu z tą samą opowieścią tylko w wersji hard. Z takim oczekiwaniem zabrniecie w ślepą uliczkę. To historia zupełnie innego rodzaju. Autorka wykłada kawę na ławę, a myśl o tym, że może nasza bohaterka została naznaczona piętnem obłędu szybko uleci Wam z głowy.
Alicja od początku żyje w fikcyjnym świecie stworzonym przez Christinę Henry. Jest tu Nowe Miasto, gdzie panuje spokój i dobrobyt oraz Stare Miasto, do którego zepchnięte zostają najgorsze szumowiny. Alicja, dziecko Nowego Miasta kierowane ciekawością trafia do 'nory Królika’. Mgliste wspomnienia stamtąd mówią nam jedynie tyle, że została brutalnie 'pohańbiona’ – tak takiego określenia używa autorka. Z ty pohańbieniem mam trochę problem, choć rozumiem intencje i założenie. Z jednej strony pędząc ulicami Starego Miasta wraz z Alicją i Topornikiem widzimy (przelotem) okrucieństwa jakich doświadczają kobiety i dziewczynki, a z drugiej wszystko to, cały dramatyzm tych sytuacji zbywany jest słówkiem 'pohańbienie’. Zabrakło mi tu emocjonalnego ciężaru właściwego dla tego typu wydarzeń. Dlaczego więc rozumiem taka postawę autorki? Tzn. wydaje mi się, że rozumiem. Myślę, że celowała w grupę odbiorców, którzy niekoniecznie chcieliby dowiedzieć się co dokładnie Królik i jemu podobni robią dziewczynom. Cóż, jak ostrzegałam – to nie horror.
Tempo akcji, zawrotne, nie pozwala z resztą na pilne przyglądanie się czemukolwiek. Nasza główna bohaterka bardzo przypomina oryginalną Alicję. Mimo swoich dwudziestu sześciu lat nadal myśli i mówi jak naiwne dziecko, wszystkiemu się dziwi i zaprzecza temu co niewygodne. Dojrzałego czytelnika tak scharakteryzowana postać może drażnić, nie zaprzeczę, ale czy taki stan rzeczy nie jest niejako wymuszony i uzasadniony przez historię? Znowu musicie zdecydować sami.
Sama życzyłabym sobie od tej powieści więcej namysłu, pierwiastka szaleństwa bez tak kategorycznego i jednoznacznego obrazu świata przedstawionego. Chciałabym tego obłędu i psychodeli jaką znalazłam na wspaniałych grafikach Maćka Kamudy.Może następnym razem? Myślę, że możemy się spodziewać polskich wydań następnych tomów serii, a może także kolejnego retilingu autorki tym razem stworzonego na bazie postaci Kapitana Haka z „Piotrusia Pana”.
Moja ocena: 6/10
Dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz