The Lodge (2019)
Dzieci Richarda, dorastający Aidan i mała Mia zostają zmuszone przez ojca do świątecznego pobytu w górskiej chacie w towarzystwie jego nowej narzeczonej. Od śmierci ich matki minęło pół roku, a dla dwójki dzieci samobójstwo matki było wielką traumą.
Na przededniu świąt Richard opuszcza bliskich planując dołączyć do nich jak najszybciej, tymczasem jego dziewczyna Grace i jego dzieci będą musiały zmierzyć się z niebagatelnie trudną i dziwną sytuacją. Zamieć śnieżna odcina kontakt ze światem zewnętrznym, a w górskiej chacie dochodzi do zdarzeń, które trudno racjonalnie wytłumaczyć.
Wiem jak brzmi ten opis. Kolejna rodzina w kłopocie, na którą zwalają się jeszcze duchy, czy inne demony. Moi Drodzy, to nie tak. „The Lodge” tylko pozornie jest kolejnym mainstreamowym ghost story. Ten obraz to wynik kolejnej współpracy horroru psychologicznego „Widzę, widzę”. Jeśli przypadł Wam on do gustu równie mocno co mnie, chyba nie potrzeba lepszej rekomendacji.
„The Lodge” dobiera się do każdego schematu, pochylając nad klasyką jak „Lśnienie„, „Coś”, czy „Inni” i wywraca do góry kołami wszystko czego nauczyliśmy się latami kolejnych horrorówych seansów. Operuje atmosferą rodem z najlepszych nastrojówek, wykorzystuje przewrotne twisty fabularne, sięga do ciemnej psychologii traumy.
Spodobał mi się od pierwszych ujęć, obchodząc się z widzem bez emocjonalnych ulg i pokazując jak się sprawy mają.
Na samo wejście mamy samobójstwo matki – porzuconej żony i rozpacz jej dzieci. Mamy chłodnego ojca, lekarza psychiatrę, który lekceważy emocje swoich dzieci w ślepym pędzie do nowego życia ze swoją pacjentką Grace. Wreszcie trafiamy w oko cyklonu, czyli do górskiej chaty otoczonej śniegiem. Widzimy tu ludzi… w kłopocie.
Richard wyjeżdża zostawiając dzieci pod opieką narzeczonej. Smutne i zagniewane dzieciaki i Grace, która ma wyraźne problemy sama ze sobą. Wkrótce dowiemy się, że dźwiga na swoich barkach ciężar życia w ekstremalnej sekcie religijnej. Nie opowie o tym przy kominku, zamiast tego widzowi zaserwowane zostają wyjątkowo sugestywne migawki jej wspomnień. To jeszcze nic. Najlepsze się zacznie. Bardzo chciałbym Wam o tym opowiedzieć, ale nie bardzo mogę. Oczywiście mogłabym kręcić idąc śladem kolejnych tropów jakie możemy wychwycić w czasie seansu, ale nie chcę tego robić. Obejrzyjcie.
Cała produkcja to techniczne cacuszko. Same zdjęcia plenerów, scenografia ujęta pod odpowiednim kątem budują klimat. A jak to mało podkręcicie dźwięk. Bardzo lubię horrory na śniegu, takie piętno wychowania w Panoramie;) Twórcy doskonale wykorzystują okoliczności przyrody. Jest tak zimno jak tylko może być po śmierci. Obsada przełamuje kolejne lody prezentując zawikłane interakcje między bohaterami. Nie ma tu ludzi dobrych, nie ma też ludzi złych. Trudno o uczciwy osąd, można się tylko dziwić temu do czego zdolny jest ludzki umysł.
Horror sytuacji waha się między smutkiem a strachem. Subtelne sygnały, stałe horrorowe rewizyty, jak klasyk grozy na ekranie telewizora, czy domek dla lalek, który chyba chce nam coś powiedzieć, przypomina o korzeniach tej produkcji. Swoją drogą obraz powstał w wytwórni Hammer Films, więc no… Helloł 😉
Nie popełnijcie wobec niego grzechu zaniechania. Oglądajcie.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat: 9
Napięcie: 8
Zaskoczenie:8
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Zabawa:9
Oryginalność:8
To coś:8
77/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz