Color Out of Space/ Kolor z przestworzy (2019)
Rodzina Gardnerów niedawno osiadła na farmie w Arkham odziedziczonej przez ojca rodziny. W ten sposób Nathan, jego żona Theresa i trójka dzieci wymienili wielkomiejską rzeczywistość na wiejską sielankę z hodowlą alpak w tle.
Pewnej nocy na ich ziemiach rozbija się meteoryt, Jak szybko się pojawił tak też zniknął, a Gardnerowie nie wiedzą, że zdarzenie to przekreśli ich szansę na spokojną egzystencję. Czy też na jakąkolwiek egzystencje w ogóle…
„Kolor z przestworzy” (1929) H. P. Lovecrafta jest jednym z najchętniej przenoszonych na ekran opowiadań autora. Każda kolejna jest swego rodzaju wariacją na temat treści oryginału i tak naprawdę trudno mi skazać taką, która trzymałaby się go w stu procentach.
Nie inaczej jest w przypadku filmu Richarda Stanleya. Jak dotąd moją ulubioną filmową wersją jest „Colour from the dark” z 2008 roku, który tylko o krótki łeb wyprzedza chyba najbardziej znaną ekranizację pt. „Klątwa” z 1987 roku. „Kolor z przestworzy” (2019) ma spore szanse dołączyć do tej top dwójki.
Jak na standardy współczesnego kina akacja jest wartka i nie w niej mowy o rozciągnięciu na lata sytuacji z którą przyszło się mierzyć rodzinie bohatera tak jak powinno być zgodnie z wersją oryginalną. Nieszczęście spada na Nathana i jego bliskich nagle i z impetem. Potrzeba zaledwie paru dni by ludzie i zwierzęta zaczęły chorować.
Wszystko zaczyna się w nocy i tu mamy już pierwszą mocno zeschizowaną scenę. Nathan usiłuje po długim celibacie posunąć swoją żonę nie widząc, że za oknem rozbłysły światła, coś łupnęło, wprawiając w popłoch jego dzieci.
Tego typu psychodelicznie nacechowane sekwencje będą sztandarową cechą tej produkcji zaraz obok cierpkiego humoru. Głównym komikiem jest wcielający się w postać ojca rodzi Nicolas Cage ze swadą opowiadający dziennikarzom o niecodziennym znalezisku na swojej posesji. Jest on też osobą, której najbardziej odbije, choć jakimś sposobem udało mu się uniknąć typowo fizycznych dolegliwości, przynajmniej w tak zaawansowanej formie jak dopadły one jego żonę i najmłodszego syna.
A jeśli o fizycznych dolegliwościach mowa. Ci, którzy znają treść opowiadania wiedzą, że główną konsekwencją pojawienia się meteorytu było zakażenie gleby i wód gruntowych. Kosmiczna substancja zmienia strukturę organizmów, zmieniając smak pokarmów i robiąc biologiczne zamieszanie w fizjologi zwierząt i ludzi.
To doskonała okazja by przodownicy CGI mogli nam zafundować wszystkie walory body horroru. Tak mamy tu na co popatrzeć w tym zakresie. Im dalej brniemy w tę historię tym więcej takich smaczków.
I tu moi drodzy, miłośnicy Cronenberga poczują się jak ryba w wodzie. Mamy tu rozwiązania anatomiczne kojarzące się z „Towarzystwem” czy „Coś”. Myślę, że Wielcy Przedwieczni kiwają w tym momencie z aprobatą. Mnie się to podobało.
Czy Wam się spodoba, tego nie zagwarantuję. Jest w tym filmie coś mocno porytego, a zaproponowany tu sposób narracji jest nieco narowisty i poszarpany. Ale cóż, zaryzykuję i polecę.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:5
Aktorstwo:7
Walory techniczne:8
Oryginalność: 6
To coś: 7
62/100
W skali brutalności: 2/10
Do tej pory za najgorszy film grozy/fantastyczny uważałem „Strach przed ciemnością”, ale po obejrzeniu „Kolor z przestworzy”, wskoczył on na przedostatnie miejsce w rankingu.
A możesz zdradzić dlaczego?