Countdown (2019)
Quinn Hariss kończy staż i zaczyna pracę jako pielęgniarka. Jednym z jej pacjentów jest młody chłopak przekonany o tym, że nie przeżyje zbliżającej się operacji. Jako niepodważalne źródło tej informacji wskazuje telefoniczną aplikację, Coundtown, po której zainstalowaniu każdy może dowiedzieć się ile życia mu zostało.
Quinn postanawia przetestować apkę na sobie i wkrótce dowiaduje się, że zostały jej trzy dni życia. Nie byłoby w tym nic strasznego gdyby nie fakt, że kolejne osoby giną zgodnie z wyliczeniami Coundtown. Quinn jednoczy siły z Mattem by oszukać swoje przeznaczenie.
Przyznam szczerze, że wcale nie miałam ochoty na ten film. Już od czasu „Dead of summer” mam jakąś alergię Elizabeth Lail, a jej kreacja Beck w kolejnym serialu, „Ty” tylko ten wstręt pogłębiła. Tak, jej aktorstwo to wciąż te same nuty, a rumiane policzki pensjonarki w moim przypadku działają jak płachta na byka. No, dobra, nie tylko o nią mi chodziło.
Wszelkie zapowiedzi „Coundtown” jednoznacznie wskazywały, że będę się nudzić w czasie seansu, że będę obcować z ogranymi motywami i nie ma tu cienia nadziei na atrakcje niż te serwowane w standardowym teen horrorze. Tak, wiem, Słodka Quinni nastolatką nie jest, ale jej zachowanie jakoś szczególnie nie odbiega od tego co zwykły wyczyniać nastoletnie bohaterki horrorów. Nowa aplikacja? Must have! Do tego dochodzi wydumane poczucie winy po tragicznej śmierci matki rodzicielki i masochistyczne zapędy mające dać ukojenie sumieniu.
Horrorowi protagoniści bardzo często są niczym więcej jak mięsem armatnim i można by sobie darować wyśrubowane wymagania dotyczące warstwy dramatycznej, ale coś za coś. Wątek przewodni, czyli potyczka z przeznaczeniem manifestującym się przy pomocy apki nie wypełniła ‘czasu antenowego’. Iluż to już bohaterów bezskutecznie uciekało przed wizją własnej śmierci? O czasu sukcesu pierwszej części „Oszukać przeznaczenie” ktoś wciąż próbuje wymiksować się z walca dance macabre i tak naprawdę widzieliśmy w tym temacie już wszystko.
Okej, może być wtórnie, ale nadal atrakcyjnie. Ale nie w przypadku „Coundtown”. Twórca, scenarzysta i reżyser w jednej osobie nie podjął wysiłku by choć spróbować wystraszyć. Pod tym względem jest lajtowo nawet jak na teen horror, choć urodzaj scen w założeniu strasznych jest spory. No, ale z czym tu do ludzi? Niewidzialne moce, plastikowe kadry, komputerowa maszkara, która tak na dobrą sprawę nie wiadomo czym jest?
Demaskując tajemnice aplikacji postawiono na wstawkę komediową, raz w osobie speca od komputerów, dwa w postaci księdza demonologa. Tak, jakby na wypadek, że ktoś mógłby poczuć grozę sytuacji, dowiadując się jak podstępna aplikacja działa.Akcentem humorystycznym i nie powiem dość udanym jest też wątek umowy, którą należało przeczytać przed zainstalowoaniem aplikacji. Ale kto czyta umowy?;)
Dalej mamy rytuały odprawiane na gwieździe Dawida o_O i melodramatyczny finał, w którym nasza bohaterka wreszcie doczekuje się upragnionego katharsis. Tyle.
W ramach ciekawostki powiem Wam, że tytułowa aplikacja faktycznie istnieje. Czy komuś przepowiedziała śmierć, nie wiem;) Pamiętacie może stronę internetową zegar śmierci? Ta… odliczało się zgon za dzieciaka. Zegar śmierci był o tyle lepszy, że podawał jeszcze możliwe przyczyny zgonu.
Podsumowując, jak dla mnie film, zbędny. Kto chce zerknąć jego wola, ale jak na mój gust strata baterii.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:5
Klimat:5
Napięcie:5
Zabawa:4
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:3
To coś:4
43/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz