Psychoza – Robert Bloch
Mary Crane pracownica agencji nieruchomości podejmuje spontaniczną i dość szaloną decyzję o sprzeniewierzeniu pieniędzy szefa. Czterdzieści tysięcy dolarów ma zapewnić dostani byt jej i jej narzeczonemu. Spędziwszy niemal dobę za kółkiem by dotrzeć do ukochanego Sama postanawia w końcu zatrzymać się w przydrożnym motelu i zaplanować dalsze ruchy.
Tak poznaje Normana Bates’a, mało atrakcyjnego właściciela motelu, który udostępnia jej pokój i zaprasza na wspólny posiłek. Uraczywszy ją osobliwą historią swojej relacji z apodyktyczną matką w końcu zostawia dziewczynę samą. Mary nie wie, że są to ostatnie chwile jej życia,
Czy jest na sali ktoś kto nie zna Hitchcockowskiej „Psychozy„? Szczerze wątpię by się taki uchował, natomiast nie mam przekonania co do faktu, że wszyscy fani tej historii mieli okazję poznać także jej książkową wersję – wersje pierwotną.
Robert Bloch to jeden z bardziej 'płodnych pisarzy’. Swój warsztat doskonalił korespondując z samym Lovecraftem i bardzo zależało mu na stworzeniu czegoś niebanalnego. Wtedy jego uwagę zwróciła historia niejakiego Ed’a Geina.
Bloch wykorzystał więc figurę seryjnego zabójcy wraz ze wszystkimi mitami, którymi obrosła, dodając do niej psychoanalityczną interpretację. Był to strzał w dziesiątkę, bo Bloch, który starał się zainteresować swoją książką wytwórnie filmowe zwrócił uwagę samego Hitchcocka. Czy mógł trafić lepiej?
„Psychoza” nie jest długą powieścią, a więc przerobienie jej na scenariusz filmowy nie było zbyt kłopotliwe. W czytaniu szybka, przystępna, dynamicznie napisana.
Jeśli chodzi o różnice pomiędzy nią, a filmem to nie ma ich znowu tak dużo. Zmianą jest z pewnością charakter relacji Mary- w filmie Marion- z Sam’em, co wpływa też na działanie naszej bohaterki. Jednak wszystkie drogi, i te książkowe i te filmowe prowadzą do moteli Bates’a i to on jest tu głównym bohaterem i antybohaterem w jednej osobie.
Zdziwiło mnie to jak bardzo opis książkowego Normana nie zgadza się z powierzchownością wcielającego się niego aktora. Książkowy Norman jest otyły i łysiejący, dość mocno zaniedbany. Dla mnie utożsamiającej tą postać i ulizanym i fircykowatym Anthonym Perkinsem był to nie mały szok. I choć starałam się wczuć w książkę, zobaczyć Normana w tej książkowej odsłonie to przed oczami i tak miałam aktora. Wcale mnie nie dziwi wybór reżysera, bo nieco chłopięca powierzchowność filmowego Normana czyni go z pozoru niegroźnym i wypisz wymaluj jest ucieleśnieniem kompleksu Edypa.
Tym w czym książka zdecydowanie przerasta film jest obecność wewnętrznych monologów Normana, co doskonale unaocznia ogrom jego szaleństwa, a i sprytnie wywodzi czytelnika w pole – oczywiście tego nie zaznajomionego z historią Bates’a.
Nie powiem by film był jednak lepszy od książki, albo na odwrót. Wszystko ma swój urok w swojej kategorii.
Wydanie od Vesper dodatkowo uzupełniono o – tak jak zwykle świetne ilustracje- obszerne posłowie Wiesława Kota, w którym możemy poczytać o genezie powstania książki, o jej kontynuacji i filmach nakręconych na jej podstawie – taki fajny smaczek.
Moja ocena: 8/10
Za książkę dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz