Bunny Lake is missing / Bunny Lake zaginęła (1965)
Anglia, lata ’60 XX wieku. Anne Lake, młoda, samotna matka czteroletniej córki przeprowadza się wraz ze swoim bratem Stevenem do Londynu. Tu posyła swoją córkę Felicje do miejscowego przedszkola.
Pierwszego dnia w związku z ferworem przeprowadzki pozostawia swoją córkę pod opieką przedszkolnej kucharki, zbyt spiesząc się by czekać na nauczycielkę. Po południu odkrywa, że Bunny, bo tak matka zwykła nazywać małą Felicję, przepadła bez wieści. Co więcej okazało się, że nikt w placówce nie odnotował jej obecności.
Miałam już poważne obawy, że zdążyłam już wygrzebać wszystkie dobre, stare filmy grozy i już nic ciekawego mi się w tej materii nie trafi. Zupełnie przypadkiem trafiłam jednak na „Bunny Lake zaginęła” i nawet zanikające łącze internetu nie było w stanie oderwać mnie od seansu 😉
Historie osób zaginionych, szczególnie dzieci zwykle przebiegają wg. pewnego schematu, jednak są to opowieści nacechowane taką dawką dramatyzmu, że nikt nie śmie oczekiwać od nich jeszcze większych sensacji. Myślałam, że podobnie będzie w przypadku opowieści o zniknięciu małej Bunny.
Owszem, początek nie zwiastuje większej złożoności sprawy, ale już sam klimat- czarno białe kadry, muzyka, obsada ze złotej ery Hollywood, wystarczają by zachęcić do obcowania z filmem. Dalej jest tylko lepiej.
Fabułą rozgałęzia się na kolejne tropy, kolejne podejrzenia. Co się stało z Bunny?
Pierwszy większy skok pojawia się w momencie wprowadzenia na arenę postaci sędziwej matki założycielki przedszkola. Kobiecie bez wątpienia brak piątej klepki, a lubość z jaką przysłuchuje się taśmom, na których dziecięce głosiki opowiadają o swoich lękach może zbudzić co najmniej niepokój.
Idziemy dalej i spotykamy policjanta – świetna kreacja Laurence’a Oliviera – który podchodzi do sprawy od… innej strony. Pojawia się kolejne pytanie, czy Bunny w ogóle istnieje? W końcu nikt, włącznie z widzem nie widział małej… Tu na arenę wkraczają psychoanalityczne dywagacje, które z każdym krokiem nabierają mocny. Jednak na tym wcale się nie kończy. Dwóch potencjalnych szaleńców to stanowczo za mało.
W takich chwilach można tylko bić pokłony. W czasach, w których nie można było wyłgać się spektakularnymi efektami, a i świecenie golizną przed rewolucją seksualną nie było mile widziane filmowcy wypełniali przestrzeń dobrymi rozwiązaniami fabularnymi, przemyślanymi scenariuszami, inteligentnymi dialogami.
„Bunny Lake zaginęła” to film rangi Hitchcockowskiej, z suspensem, obłędem i tajemnicą. Bierzcie i oglądajcie wszyscy, ja zapuszczam się w czeluście internetu szukać innych filmowych dokonań Otto Premingera.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:9
Klimat:9
Napięcie:8
Zabawa:9
Zaskoczenie:8
Walory techniczne:9
Aktorstwo:9
Oryginalność:8
To coś:9
80/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz