We Have always lived in the castle / Zawsze mieszkałyśmy na zamku (2018)
Siostry Blackwood, Constance i Merricat mieszkają w rodzinnej posiadłości sprawując opiekę nad kalekim wujem jako jedynym krewnym. Żyją odcięte od świata zewnętrznego naznaczone piętnem rodziny, która zwykłą wymordowywać swoich członków. Ich względny spokój zostaje zakłócony intruzem, dalszym krewnym, który postanawia z nimi zamieszkać.
I w tym miejscu jestem wygrana, bo mam już za sobą lekturę książki na podstawie, której powstał film. I cieszę się bardzo, bo nie jestem przekonana by ta ekranizacja mnie do niej zachęciła. Nie wiem nawet czy to wina sposobu realizacji filmu, czy raczej kwestia tego, że książka jest dość trudna do przełożenia na język filmu. W fabule nie ma większej dynamiki, nie buduje napięcia, a jej sens ukryty jest pod powierzchnią.
Książkę czytałam dość dawno, a i tak odczułam bolesny brak głębi, a to co w książce wydawało się oczywiste tu wydało się wręcz łopatologicznie wyłożone.
Tak więc film zdecydowanie nie jest najbardziej pożądanym sposobem na zapoznanie się z tą historią, którą, no przecież, byłam zachwycona, czytając. Nie mogę przyczepić się do aktorstwa, bo obsada została dobrana całkiem zgrabnie. Nie bardzo pasował mi natomiast wystrój tytułowego zamku. Nie zgodny z moim wyobrażeniem, jakiś taki… mało mroczny, mało zapuszczony.
Cóż więcej mogę powiedzieć? Ciężko mi szczerze zachęcać do seansu z filmem, choć nie jest znowu 'taki ostatni’, za to mogę potwierdzić raz jeszcze: przeczytajcie książkę Shirley Jackson.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:5
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
to coś:5
53/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz