My sweet Audriana (2016)
Audrina Adare mieszka w wraz z rodzicami, ciotką i kuzynką w rodzinnej posiadłości na wsi. Dziewczyna jest całkowicie odcięta od świata zewnętrznego, przed którym chcą ją chronić bliscy.
Wszytko za sprawą tragedii do jakiej doszło przed laty, jeszcze przed jej narodzinami. Audrina nie jest bowiem jedynym dzieckiem swoich rodziców – kiedyś była jeszcze jedna Audriana, która została napadnięta i zamordowana.
Jedynym celem Audriny i jej rodziców jest uczynienie ją równie słodką i nieskazitelną jaką była jej… poprzedniczka. Wpojone lęki sprawiają, że dorastająca dziewczyna nawet chcąc wyrwać się z wiktoriańskiej rezydencji i jej duchów nie potrafi tego zrobić.
Z pewnością znacie najsłynniejsza powieść Virginii Cleo Andrews „Kwiaty na poddaszu”. Jeśli nie samą powieść, to którąś z jej ekranizacji. Być może słyszeliście też o jej kontynuacjach i innych rodzinnych sagach spisanych przez autorkę.
Andrews ma to do siebie, że nie pisze o normalnych rodzinach. Rody w jej historiach naznaczone są mrocznymi tajemnicami pilnie strzeżonymi murami wielkich rezydencji. Nie inaczej jest w przypadku rodziny Adare z powieści „Moja słodka Audrina”.
Samej powieści nie miałam okazji przeczytać, ale dziś opowiem Wam o filmie nakręconym na jej podstawie.
Porównań z książką nie będzie, ale już teraz mogę Wam powiedzieć, że jeśli zamierzacie poznać obydwie wersje, zacznijcie od książki.
Film jest produkcją telewizyjną i jest to wyczuwalne. Aktorstwo nie najwyższych lotów, toporne dialogi, brak głębi, po którą aż prosi się sięgnąć w przypadku tej historii.
Mimo tego produkcję uważam za całkiem niezłą. Ma ciekawy klimat dzięki lokalizacji akcji, scenografii i przede wszystkim pomysłowi zawartemu w scenariuszu.
Historia Audriny i jej rodziny jest nieźle pokręcona. Wyczuwam szóstym zmysłem, że film ją trochę spłaszcza, nie mniej jednak przykuwa uwagę. Co ważne mamy tu do czynienia z dużym fabularnym twistem, który odwraca całą historię do góry kołami. Czy był on jednak potrzebny, czy nie jest zbyt naciągany? Ocenicie sami, ja mam w tej kwestii pewne wątpliwości. Z jednej strony uważam takie zagranie za iście diabelski przewrót, z drugiej myślę, że Andrews trochę popłynęła z tematem. Myślę jednak fani jej twórczości obcując z tą opowieścią będą się czuli jak ryba w wodzie.
Największy ciężar spoczywa tu na obrazie rodzinnego dramatu. Audrina, która żyje w zamknięciu, bez poczucia upływającego czasu od razu wzbudzi współczucie. Jej rodzice wydają się złowrogo szaleni do tego stopnia, że można ich posądzać o największe zwyrolstwo. Do tego dziwna ciotka, wredna kuzynka i ukochany zza płotu.
W roli Audriny zobaczymy śliczną jak stokrotka Indię Eisley. Bez dwóch zdań dostałą tę rolę za urodę, choć aktorsko też jakoś tam sobie radzi. Śledziłam jej poczynania z zainteresowaniem, więc chyba mogę to odnotować na plus.
Na minus, zdecydowanie zbyt duża liczba uproszczeń, schematów i skrótów myślowych. Historia na tym cierpi, ale całość trzyma pion. Niewiele tu horroru, postawiłabym raczej na psychologiczny dramat z elementami thrillera. Do seansu zachęcam przede wszystkim fanów twórczości autorki „Kwiatów na poddaszu”.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:7
Zaskoczenie:9
Zabawa:8
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
To coś:6
63/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz