The Possession of Hannah Grace/ Diabeł: Inkarnacja (2018)
Policjantka Megan Reed pełni nocny dyżur w prosektorium. To praca zastępcza, do czasu gdy kobieta zdoła uporządkować swoje życie po niedawnym incydencie w trakcie służby, w wyniku którego zginął jej partner.
Tej nocy do kostnicy przywiezione zostają zwłoki młodziutkiej dziewczyny, którą ktoś okaleczył i podpalił. Ofiara zostaje zidentyfikowana jako Hannah Grace. Badając jej zwłoki Megan zauważa kilka co najmniej dziwnych faktów, niestety nie jest w stanie uwiecznić swoich odkryć gdyż sprzęt komputerowy odmawia posłuszeństwa. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej gdy na jaw wychodzi, że Hannah była ofiarą nieudanego rytuału egzorcyzmów.
„Diabeł: Inkarnacja” to kolejny horror z serii: Opętanie takiej to a takiej, w tym przypadku, Hanny Grace. Polscy dystrybutorzy posilili się jednak o drobną wariację w tłumaczeniu tytułu i oto mamy złowrogo brzmiącą inkarnacje, która znaczy tyle co 'wcielenie’. Zbierając to do kupy mamy 'Wcielenie diabła’. Nie może być chyba bardziej upiornie.
Za projekt odpowiada holenderski reżyser mało znanych filmów sensacyjnych i scenarzysta sequeli „Boogeymana”. Film był dość solidnie reklamowany i prezentowany na dużym ekranie, choć nie wydaje mi się by zasłużył na taką pompę. Moja osobista opinia o nim waha się pomiędzy średni, a słaby.
Mało oryginalny pomysł opętania, ukazany jednak od nieco innej strony- po fakcie – mógłby się sprzedać. Udało się to chociażby w przypadku „Egzorcyzmów Emilly Rose„.
Miejscem akcji jest mroczne i zimne prosektorium, czyli wręcz wymarzona lokalizacja dla horroru, która sprawdziła się już nie raz. Na stole leżą tajemnicze zwłoki, niczym w „Autopsji Jane Doe„. Myślę, że „Diabeł: Inkarnacja” chciał podążać tropem tego ostatniego filmu, ale nie wyszło.
Nie wiem czemu tak się dzieje, że niektóre produkcje, choć mają wszystkie potrzebne części składowe mogące je uczynić dobrym kinem grozy, zupełnie się w tym nie sprawdzają. Doskonałym przykładem jest tu właśnie nieszczęsny „Diabeł…”.
Nie czułam tego filmu. Nie był w stanie mnie kupić. Może to przez wszechobecną sztampę, a może przez brak wyczucia gatunku. Nie wzbudził we mnie strachu, ani w ogóle żadnych emocji. Ani historia Megan, ani martwej Hanny nie zaciekawiła mnie.
Sposób prowadzenia fabuły nie miał w sobie nic spontanicznego, jakby każda kolejna zrywka napięcia była wyliczona. Coś na zasadzie: nic się nie dzieje, trzeba coś odjebać. Żadnego stopniowania napięcia, ani budowania atmosfery. Kompletnie bezpłciowa rzecz.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:5
Klimat:5
Napięcie:4
Zabawa:5
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:7
Aktorstwo:6
Oryginalność:4
To coś:4
45/100
W skali brutalności: 2/10
Dodaj komentarz