Searching (2018)
Wdowiec David Kim samotnie wychowuje nastoletnią córkę Margot. Pewnego dnia dziewczyna znika, a prowadząca dochodzenie detektyw Vick sugeruje ojcu, że szesnastolatka mogła dać nogę z domu.
Przeszukując komputer dziewczyny ojciec dowiaduje się o niej rzeczy, które zaskakują go i załamują. Stwierdza, że wcale nie znał swojego dziecka, a fakt ten nie pomaga w odnalezieniu jej, bo jak trafić na trop kogoś, o kim nie wie się nic?
Przyznam, że miałam chęć wybrać się na ten film do kina, jakoś nie poszło, ale jego wyłonienie się z czeluści internetu wychwyciłam szybko i czym prędzej go obejrzałam.
„Searchnig” to thriller utrzymany w konwencji niekonwencjonalnego paradokumentu.
Pamiętacie „Megan is missing„, albo „Den„?
„Searching” podąża śladem tych produkcji prezentując wszystkie filmowe wydarzenia ograniczając cały świat przedstawiony do rzeczywistości wirtualnej. Widzimy jedynie to, co nasz bohater widzi w na monitorze komputera, wyświetlaczu telefonu i nagraniach kilku amatorskich kamer.
Rozmowy odbywają się za pośrednictwem aplikacji i komunikatorów. Wszyscy tkwią w wirtualnym świecie więc widzimy ludzi przetworzony nie przez jeden ekran, a przez dwa i więcej. Można powiedzieć, że jest to produkcja nakręcona przez internetową kamerę.
Jeśli zdążyliście się zaznajomić z wcześniej przywołanymi przeze mnie tytułami nie muszę Wam tłumaczyć jaki daje to efekt, gdyby jednak „Searching” był dla Was całkowitą nowością w temacie, muszę Wam naświetlić sprawę.
Co jest ciekawego w obserwowaniu czyjegoś monitora, śledzeniu jego kliknięć, czytaniu postów, oglądaniu wraz z nim zdjęć i nagrań?
Ano chociażby to, że uzyskujemy wrażenie odbierania świata czyimiś oczami. Każdy krok naszego bohatera, zrozpaczonego ojca poszukującego córki, jest jednocześnie naszym krokiem.
Ale jak to wpływa na dynamikę akcji? O dziwo bardzo korzystnie. Mimo, że mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju bezruchem, to oszczędzamy czas i filmową taśmę omijając elementy, które muszą pojawić się w klasycznej formule. Bohater musi przejść z punktu A do punktu B. David Kim nie musi i my również nie musimy. Akcja odnawia się automatycznie, skupiając się tylko na punktach decydujących. Gdy nie dzieje się nic ważnego dla wątku przewodniego, po prostu jesteśmy offline. Bardzo to sprytne.
Możecie więc uznać to jako zapewnienie, że w trakcie seansu nie będziecie się nudzić.
Początek filmu to… założenie konta na komputerze, archaiczny Windows xp przedstawia nam rodzinę Kim’a ukazując nam zawartość jego konta. W telegraficznym skrócie poznajemy najważniejsze wydarzenia w życiu rodziny aż do feralnego dnia, gdy Margot znika.
Całe śledztwo, jego najważniejsze punkty, kolejne przełomy, poznajemy dzięki aktywności bohatera na urządzeniach typu telefon, czy komputer.
Każdy współcześnie żyjący człek wie, jak ważna dla każdego policyjnego dochodzenia jest aktywność jego przedmiotu w sieci. Zapoznając się z czyjaś historią przeglądanych stron możemy dowiedzieć, się o nim więcej gdyby przepytać pół miasta. W sieci możemy być anonimowi, a to daje przestrzeń do zaprezentowania tego co zwykliśmy ukrywać nawet przed najbliższymi. Tak jest w przypadku Margot.
Historia dziewczyny, jej zaginięcia i wreszcie rozwiązania całej tajemnicy poprowadzona jest na tyle sprytnie, że zmieści się tu kilka solidnych zwrotów akcji, kilka wersji wydarzeń, a i znajdzie się tęga przestrzeń na zaprezentowanie kontekstu społecznego, nakreślenie bardzo wyrazistego tła. Wirtualny świat jest bardzo żywy.
Podsumowując jest to emocjonujący thriller w ciekawej formie i mimo, że nie jestem jakim zadeklarowanym technokratą i mam świadomości obecności w „Searching” kilku pułapek, w które wpada jak śliwka w kompot to jestem z seansu bardzo rada.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:8
Klimat:6
Napięcie:9
Zabawa:9
Zaskoczenie:8
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
Oryginalność:8
to coś:8
72/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz