Bird box/ Nie otwieraj oczu (2018)
W postapokaliptycznej rzeczywistości Malory wraz z dwójką dzieci próbuje przeprawić się przez rwącą rzekę by dostać się do osady ocalałych.
Natura zdarzenia, które zdziesiątkowało ludzkość jest tyle niezwykła co trwała. Życie Malory oraz dwójki dzieci nadal jest zagrożone. Wystarczy, że któreś z nich zdejmie z oczu przepaski i spojrzy na niegdyś przyjazny świat. To wystarczy by tajemnicza siła doprowadziła do ich śmierci, co ciekawe, śmierci samobójczej.
„Bird box” obraz, który możecie oglądać dzięki platformie Netflix powstał w oparciu o literacki pierwowzór, który ukazał się w Stanach przed czterema laty. Do Polski książka dotrze w przyszłym roku.
Z uwagi na to, że film jest całkiem udany nieśmiało podejrzewam, że książka będzie jeszcze lepsza. Ale dość o tym.
Gatunkowo „Bird box” oscyluje wokół horroru, thrillera i filmu sci-fi. Widzowie porównują go z tegorocznym hiciorem „Ciche miejsce„.
W „Cichym miejscu” nie można było wydawać dźwięków, w „Nie otwieraj oczu” patrzeć. Oczywiście można powiedzieć, że produkcja Netflixa to inny poziom niż produkcja kinowa, ale muszę przyznać, że pod pewnymi względami „Bird box” podobało mi się bardziej.
Nie wiem czumu, ale jakoś bardziej cenię sobie filmy, które budują atmosferę grozy bazując na wyobraźni widza, a nie na efektach;)
W „Cichym miejscu” doczekaliśmy się pełnej prezentacji zagrożenia, co nie stało się w przypadku produkcji Netflixa, gdzie obserwowaliśmy jedynie efekty działania owej siły. To przydało jej tajemniczości, a to bardzo duża wartość dla filmu grozy, jeśli nie nadrzędna. Właśnie ten element filmu przesądził o pozytywnym odbiorze w moim przypadku.
Drugi duży plus daje za pomysł z samobójstwami. Nikt nie zabija bohaterów w dosłownym rozumieniu. Robią to sami. Dość oryginalne, gdyby nie nakręcone parę ładnych lat temu „Zdarzenie”, gdzie pojawił się bliźniaczy motyw. Swoją drogą jestem jego fanką, choć stawia mnie to w mniejszości.
Fabuła „Nie otwieraj oczu” przebiega dwutorowo. Śledzimy wydarzenia bieżące, czyli desperacki spływ w dół rzeki z zamkniętymi oczami na jaki porywa się nasza bohaterka z dwójką dzieci, oraz poznajemy genezę jej położenia.
Dzięki retrospekcjom dowiadujemy się jak to wszytko się zaczęło. Dynamika obydwu narracji jest podoba, choć jeśli mam wybierać to w początkach apokalipsy samobójstw więcej się dzieje. A niektóre sceny są dość mocarne, jak ta z płonącym autem. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie dowiadujemy się wszystkiego od razu, co pozytywnie wpływa na budowanie napięcia. Widzimy, że Malory jest w ciemnej dupie, ale nie wiemy dlaczego.
Fabularnie film spełnia wymogi, a jeśli chodzi o względy techniczne, czy warsztat aktorski też nie ma się do czego przyczepić. W roli głównej dawno przeze mnie niewidziana Sandra Bullock, oraz słodziaczne dzieciaki. Reszta składu tez daje radę, a zdjęcia i dobór plenerów są przyjemne dla oka.
Tak więc jak dla mnie jest to całkiem sympatyczna propozycja z gatunku na koniec roku.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:8
Zaskoczenie:6
Zabawa:8
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:8
70/100
W skali brutalności:2/10
Dodaj komentarz