Welcome tu Mercy aka Beatus (2018)
Madeline samotnie wychowująca córeczkę Willow na wieść o ciężkiej chorobie ojca przybywa do rodzinnego domu na Łotwie. Odeszła stamtąd jako dziecko. Jak sama mówi, została porzucona przez matkę Yelene i ojca Franka.
Zgodnie z przewidywaniami nie czeka ją tam ciepłe powitanie. Matka wyraźnie nie cieszy się z obecności córki i namawia ją do przeniesienia się do pensjonatu na czas pobytu w rodzinnej wsi. Nie jest to jednak możliwe, dlatego Yelena niechętnie pozwala by córka i wnuczka spędziły z nią noc pod jednym dachem.
Pierwszy dziwny incydent zdarza się jeszcze tej samej nocy. Madeline lunatykuje, zaś nazajutrz dochodzi do jeszcze dziwniejszego zdarzenia. Madeline atakuje własną córkę, a na jej ciele pojawiają się rany, które opiekujący się Frankiem ksiądz identyfikuje jako stygmaty.
Za namową księdza i matki, kobieta udaje się po pomoc do pobliskiego ,gdzie przyjdzie jej się zmierzyć z prawdą o swoich rodzicach.
„Wlecome to Mercy” to produkcja, która zdecydowanie zwróci uwagę miłośników horrorów o zabarwieniu psychologicznym i jednocześnie religijnym. Oba te czynniki kształtują fabułę filmu i w dużej mierze decydują o użytych tu środkach wyrazu.
Jak na dzieło hollywoodzkie jest to obraz bardzo niehollywoodzki;).
Wcielająca się w główną rolę Kristen Ruhlin jest jednocześnie autorką scenariusza. Wyszykowała dla widzów historię, która porusza temat opętania i religii ogólnie, w bardziej psychologicznym ujęciu. Do tego dodajmy jeszcze bardzo naturalistyczny, nie plastikowy, nie komputerowo wygenerowany świat przedstawiony i mamy do czynienia z filmem, który spokojnie mógłby powstać przed rokiem 2000.
Wątek główny, tajemnica związana z rodziną Madeline i jej przypadłością rzucona na surowo, oprawiona w mainstreeam nie zrobiłaby pewnie takiego wrażenia. Pewnie uznałabym ją za banał, tak coś czuje, jednak ujęta w niemal poetycką ramę to zupełnie inna perspektywa. Zdarzenia niesamowite są tu naprawdę niesamowite, a brak dosłowności w serwowaniu kolejnych porcji retrospekcji nasuwa więcej przeraźliwych skojarzeń niż szwedzki stół w domu kanibala.
Technicznie film jest perełką, narracyjnie doskonale gra na emocjach i choć wiem, że nie każdemu się spodoba, bo taki inszy niż inne, to wierzę, że fanów będzie jakiś miał.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:9
Aktorstwo:7
Oryginalność:7
To coś:7
67/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz