Mara (2018)
Policyjna psycholog Kate Fuller zostaje wezwana na miejsce zbrodni dokonanej najprawdopodobniej przez żonę na mężu. Zadaniem Kate jest przesłuchanie jedynego świadka zdarzenia, mianowicie małej córeczki małżonków, Sophie. Przerażone dziecko stwierdza, że tatę zabiła Mara i że nie powinna, w ogóle rozmawiać z Kate, bo ta zabierze od niej mamusie. Niejasne zeznania dziecka i pełne emocjonalnego wybuchu słowa oskarżonej skutkują zamknięciem matki Sophie w szpitalu psychiatrycznym.
Wtedy Kate zaczynają dopadać wątpliwości. Zaczyna doświadczać sennych koszmarów, a zagłębiając się w sprawę domniemanego morderstwa trafia na całą serie doniesień o przypadkach podobnych, niejasnych śmierci. Najbardziej nieprawdopodobna wersja nabiera realnych kształtów, gdy Mara osobiście odwiedza Kate.
Po sukcesie „Koszmaru z ulicy wiązów” jeszcze w latach osiemdziesiątych żaden z filmowców zajmujących się gatunkiem horroru nie tykał tematu sennych koszmarów. Takowe pojawiały się jedynie jako wątek poboczny i żaden filmowy antybohater nie umiał tak skutecznie uśmiercać śpiących ludzi jak czynił to Freddy Krueger. W ostatnich latach coś się zmieniło, bo jestem wstanie przypomnieć sobie przynajmniej dwa filmowe tytuły, których tematem była śmierć we śnie. Najpierw był „Dead Awake”, a ostatnio „Slumber„. Obydwa filmy odnosiły śmierć we śnie do znanego nauce zaburzenia snu zwanego sennym paraliżem.
Na czym polega ten stan będziecie mogli dowiedzieć się właśnie z seansu z „Marą”. To właśnie tu jedna z postaci, doktorek prowadzący grupę wsparcia dla osób doświadczających zaburzeń snu tłumaczy na czym z naukowego punktu widzenia rzecz polega. Tym z Was, którzy sami doświadczyli sennego paraliży nie trzeba tego tłumaczyć, a samo zjawisko jest dość powszechne. Być może ten fakt zapewni filmowi sukces. Każdy kto doświadczył owego stanu z pewnością wczuje się w sytuacje przedstawionych tu bohaterów z trwogą będzie śledził wersje wydarzeń, w której paraliż senny kończy się śmiercią.
Sęk w tym, że nie mamy tu do czynienia z naukową wersją przedstawienia tematu, choć jak wspomniałam taka interpretacja jest tu obecna. W „Marze” paraliż senny spowodowany jest atakiem sennego demona, tak zwanej Mary. Filmowa Mara wygląda jak duch z azjatyckiej „Klątwy” lub inna Anja Rubik po tygodniowym pobycie na dnie studni. Komputerowy efekt jest całkiem niezły.
Technika pozwoliła tu też na zmontowanie kilku zacnych scen, przy których możecie lekko podskoczyć na siedzisku. Są to zagrywki typowe dla współczesnego horroru, ale umiejętnie stosowane dają jakiś tam efekt. Aktorstwo nie budzi zastrzeżeń choć jakbym miała typować najsłabsze ogniwo, to postawiłabym na 'dziewczynę Bonda’ panią Kurylenko, która nie szczególnie skradła moje serce w roli Kate.
Filmowa narracja przebiega gładko. Schemat goni schemat więc próżno tu szukać jakichkolwiek innowacji. Przesłanie filmu też jest z gruntu proste: miej czyste sumienie, a będziesz spał spokojnie;)
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła:6
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:8
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś:6
60/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz