Amour Fou – Wojciech Czernek
Czarek był nastolatkiem, gdy uświadomił sobie istnienie życia po śmierci.
Nie, nie umarł i nie doświadczył tego na własnej skórze. Choć byłoby to pewnie świadectwo nie do podważenia. Po raz kolejny stracił kogoś kto był mu bardzo bliski. Nie pogodził się ze stratą, a tym bardziej z jej okolicznościami.
Jak pisał mój literacki Bóg, V. Nabokov: to co zdarza się latem czternastoletniemu chłopcu może zaważyć na całym jego życiu. W przypadku bohatera „Amour Fou”, zdarzenie miało miejsce zimą i miał już lat piętnaście. Ale niewiele to zmienia.
Samotny chłopiec, ofiara psychicznej przemocy ze własnym domu, zapatrzył się wówczas na ślady na śniegu pozostawione przez dwunastoletnią siostrę najlepszego przyjaciela, posiadaczkę jasnych włosów i piwnych oczu. Zakochany bez pamięci czekał trzy długie lata nim Asia odwzajemniła jego uczucia. Kiedy wszystko zaczęło zmierzać ku lepszemu zdarzyła się tragedia.
I Asi już nie było.
„Amour Fou” to literacki debiut. Biorąc pod uwagę opisane w książce realia przypadające na okres moich lat szczenięcych przypuszczam, że autor jest moim równolatkiem. Dlatego też owe realia bardzo mile mi się skojarzyły. Era z przed facebooka, kiedy smsy pisało się bez spacji by zmieścić wiadomość 160 znakach:)
Powieść właściwie od razu przypadła mi do gustu, mimo że mocno skłaniała się z stronę obyczajówki z wątkami romantycznymi. Autor przestrzegł mnie jednak bym nie sugerowała się hasłem na okładce, które moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie szufladkuje książkę w błędnej kategorii.
Tak uspokojona pilnie wypatrywałam znaków wskazujących na zgoła inny gatunek literacki. I nie rozczarowałam się.
Mimo, że autorowi bardzo dobrze udało się zbudowanie całej warstwy dramatycznej, pełnej mocnych, wiarygodnych wątków psychologicznych równie dobrze poradził sobie z wejściem w sferę ghost story. Owszem, nie napisał w tej materii nic odkrywczego, ale zapał i duża dawka emocjonalności z jaką przekazał swoją historię całkowicie mnie kupiła.
Szalenie polubiłam jej bohatera, a antybohaterów solidnie sklęłam. Efekt zaskoczenia jaki przygotował nie sprawdził się w moim przypadku, bo czerwona lampka zapaliła mi się stosownie szybko. Nic to jednak.
Takiego debiutu mogę szczerze pogratulować, bo i w kwestiach czysto technicznych nie ma się do czego przyczepić. Powieść jest bardzo świeża, naturalna, a wrażliwości z jaką Wojtek Czernek opisał wszelkie niuanse emocjonalne mogę tylko pozazdrościć.
Moja ocena: 8/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Novae Res
Dodaj komentarz